Ostatnio mam wrażenie, że czytam wyłącznie biografie. Niektóre pojawiają się tutaj, a inne przepadają, czasem niesłusznie. Może jeszcze wrócę do „Nieprzysiadalności” ze Świetlickim w roli głównej, a czekają w kolejce i Polański, i szczególnie smaczny drugi tom biografii Iwaszkiewicza. Męczę się z Wyspiańskim, którego życie zasługuje na zdolniejszego biografa, a przecież niedługo dwa tomy o Herbercie, więc gdzie tu czas na czytanie kryminałów.
Andrzejewskiego kupiłem na targach książki w grudniu. Jaś Kapela na stoisku Krytyki Politycznej sprzedał mi ten tom za 50 zł, a ja wspomniałem, że jego też czytam, co może jest i nieprawdą, ale przecież mam go na fcb, a kiedyś przecież sam komentował moje pisanie na blogu, no ale wówczas miał dwadzieścia lat.
Ale do rzeczy, czyli do Jerzego Andrzejewskiego, którego wielki tom opisuje, w tytule zaznaczając, że jest to „przyczynek do biografii prywatnej”, koncentrujący się życiu osobistym pisarza, zwłaszcza na jego homoseksualizmie, choć nie wiem, jak można rozdzielić życie osobiste pisarza od jego twórczości – to zawsze się będzie łączyło, choćby nie wiem jak Witkacy próbował nas przekonać, że musi być inaczej.
Anna Synoradzka-Demadre zajmowała się Andrzejewskim od dawna, wydała jego monografię w 2000 roku, więc tym tomem stara się podsumować całą jej wiedzę o pisarzu. Dziwnym pisarzu, powiedzmy sobie szczerze, z którym współcześni czytelnicy sobie nie poradzą, a tematy i zawiłości moralne w jego książkach mało kogo obchodzą. Ja nawet nie wiem, czy jest on pisarzem dobrym: czytałem „Popiół i diament”, ale raczej to było czytanie „przez” film Wajdy, czytałem „Miazgę”, ale mnie nużyła już 30 lat temu, czytałem „Z dnia na dzień”, ten dziennik w dwóch tomach, który gdzieś u mnie na półce stoi, ale zabijcie mnie, nie potrafię powiedzieć w którym miejscu.
Po pierwszych stronach lektury zakładałem, że nie dotrwam do końca – autorka daje nam wrażenia zagubienie się w chaosie, a jednocześnie przyciąga pikantnością, odsłaniając wszystkie zakamarki tego burzliwego życia. Pułapką jest pogodzenie literackości biografii ze szczegółami i drobiazgami, które wiele wyjaśniają, ale osłabiają spójność, jakby Synoradzka-Demadre postawiła na skrupulatność kosztem przystępności. Tak się dzieje w rozdziałach opisujących dzieje rodziny Wertensteinów w okresie okupacji niemieckiej, z czego zresztą się tłumaczy we wstępie. Wanda Wertenstein to prototyp bohaterki opowiadania Andrzejewskiego „Wielki Tydzień” i historia jej rodziny rozprasza czytelnika przez wiele stron, a autorka tłumaczy nam przez to, w jaki sposób Wanda zainspirowała pisarza. Wydaje się, że te fragmenty to osobna historia, którą biografka postanowiła ocalić od zapomnienia, ale przez to rozmywa się nam główny bohater opowieści.
Andrzejewski nie krył się ze swoim homoseksualizmem stąd pisarka postanowiła ujawnić wiele szczegółów z życia uczuciowego autora „Bram raju”. Właściwie cała ta biografia oparta jest na jego związkach zarówno z mężczyznami jak i kobietami. W odróżnieniu od wielu autorów biografii Synoradzka-Demadre wrzuca nas z miejsca w prawie dorosłe życie pisarza, mało miejsca poświęcając historii rodziny, nie skupia się zbytnio na rodzicach, nie kreśli genealogii, a więc opuszcza to wszystko, co tak czasem irytuje w biografiach, kiedy czytając, niecierpliwimy się, kiedy wreszcie nasz bohater zacznie żyć własnym życiem.
Andrzejewski żył w tym niezwykłym przełomie, który naznaczony wojną, dał nam burzliwy okres zmagania się nie tylko literatów, z postępującym ustrojem socjalistycznym, kiedy wielu pisarzy stawało przed wyborami, w jaki sposób angażować się politycznie. Andrzejewski z pewnością skorzystał na transformacji powojennej, włączył się aktywnie w utrwalanie władzy ludowej, ale jednocześnie jako jeden z pierwszych, potrafił się władzy przeciwstawić.
Ale czytelników zapewne najbardziej interesują związki Andrzejewskiego z mężczyznami, cała ta otoczka niekonwencjonalnych miłości, gdzie bohaterami są znani i mniej znani, pisarze i osobowości, jak Marek Hłasko, ale także bardzo ciekawe postaci jak Marek Keller, chyba ostatnia wielka miłość pisarza. Z drugiej strony autorka biografii bardzo ciepło przedstawia postawę żony pisarza, heroicznej kobiety, która doskonale zdawała sobie sprawę z orientacji Andrzejewskiego.
Z lektury wyłania się mocno kontrowersyjna postać, człowiek o wielu twarzach, kochający do szaleństwa, z drugiej strony, potrafiący ranić najbliższych, ignorować ich prośby, listy. Alkoholizm był przypadłością, która go wyniszczała – jego przyjaciel Zygmunt Mycielski notował w swoim dzienniku, jak pisarz awanturuje się we własnym domu, jak sprowadzał młodych chłopców, wywołując niesmak najbliższych.
Niewiele pisał w ostatnim okresie życia, raczej komentował rzeczywistość. Został jednym z założycieli KOR-u, ale władza, pomimo jego zaangażowania w opozycję, za bardzo go nie prześladowała – przynajmniej autorka nie przytacza żadnych przykładów dotkliwych represji.
Przyczynek do biografii prywatnej Andrzejewskiego jest grubym tomem z życia, które kiedyś Czesław Miłosz przedstawił w „Zniewolonym umyśle”. Nie wiemy jaka była reakcja Andrzejewskiego na ten tekst, ale do końca pisarze utrzymywali serdeczne stosunki.
Autorka dała nam portret osobowości zagubionej, jednocześnie nie do końca przebiła się przez pancerz konwenansów, ogólnych określeń, zawartych gdzieś w listach, wspomnieniach czy dzienniku intymnym Andrzejewskiego. Ale nie miała szans dowiedzieć się, czy pisarz uwiódł Marka Hłaskę, tak jak nigdy nie dowiemy się, czy Iwaszkiewicz chędożył Czesia Milosza w celi Konrada. Może to i dobrze, bo przecież nie zawsze powinno się wywlekać wszystkie szczegóły z życia nawet najbardziej interesującego człowieka, bo z jednej strony nie chciałby tego bohater, a z drugiej lepsze są niedopowiedzenia, niż na siłę stwierdzane fakty.