Zbrodniarz i panna Michaśka.

Dziewczyną jest oczywiście Michaśka, czyli nasz autor wrzucony w literacka fikcję, gdzie odgrywa rolę wymyśloną a jednocześnie nie mamy wątpliwości, że on nam się odsłania, pisząc o swoich nawykach, znajomych i miejscach, które odwiedza..Od samego początku, czyli Lubiewa, Witkowski tworzy literaturę, z którą chyba do tej pory nie mieliśmy do czynienia w Polsce, choć pisarze tacy jak Edmund White, choćby niedawno w wydanej u nas powieści „Spowiedź chłopca”, opisywali ten świat ze znacznie uciążliwszych pozycji, kiedy to homoseksualizm uważany był za chorobę. Dziś Michaśka zapraszany jest na salony, gdzie może się prężyć ze swoim lubieżnym uśmieszkiem, mimo że prowadzący tak nieumiejętnie sięgają po ciekawe pytania, jakby uważali, że w tych sprawach należy zachować daleko idącą delikatność.

Witkowski odnalazł się w tej niszy niezagospodarowanej, gdzie jest udzielnym księciem; na rynku literackim ugruntował sobie pozycje, wysokie stawki i szacunek krytyków, stąd o przyszłość martwić się nie musi. Przy okazji najnowszej, „krawieckiej” pozycji w dorobku, postanowił zrobić coś niekonwencjonalnego i przemianował się na blogerkę modową. Jeśli to był jedynie chwyt marketingowy, to jestem w stanie to zrozumieć, ale zdaje mi się, że to raczej wylazło z niego to coś dotąd skrzętnie ukrywane, o co posądzamy wszystkich gejów, czyli jakaś forma złego smaku. Podstarzały gej, który robi z siebie widowisko – pewnie to nie tylko żałosne, pewnie wkrótce przeminie, ale mój prostacki zmysł cierpi, bo uważam Witkowskiego za jednego z najlepszych polskich pisarzy, kogoś o doskonałym  słuchu, świetnym wyczuciu literackich reguł i takie babranie się w przebieranki, zmiany fryzur, farbowanie brwi, przynoszą mu więcej szkody niż pożytku.

Zbrodniarz i dziewczyna to kontynuacja Drwala, znacznie lepsza kontynuacja, aż się boję, że ostatnia część zamierzonej trylogii będzie prawie doskonała i potem już nasz pisarz stanie pod ścianą nie wiedząc co dalej pisać. Do Drwala nawiązuje tu wszystko, choć akcja przenosi się do Wrocławia i w końcu jesteśmy u siebie, czego przykładem jest co rusz obecność niezmordowanej Wandy  Ziembickej. Michaśka się zakochał, przesiaduje w restauracji wyczekując jak nastolatka, aż upatrzony przez niego chłopak, wreszcie wpadnie w jego sidła, co się oczywiście wydarza, ale skutki tego usidlenia skomplikowane są raczej. Obiekt okazuje się gliną, Michaś podejrzanym a krawiec morduje, ostrząc sobie zęby na naszego pisarza. Mamy tu doskonałe wątki obyczajowe, znane z Lubiewa postaci, onanizującą się nad portretem Hłaski Paulę, czyli polonistę z liceum  oraz powracającego jak bumerang międzyzdrojskiego luja. Luj ten, pewno mający swój odpowiednik w rzeczywistości, wdarł się do prozy polskiej niczym Wokulski i panoszy się. Bo dotąd luje raczej nie byli nazywani, oni byli ale ukryci w postaciach oślizgłych, antypatycznych, gdy tymczasem luj Witkowskiego jest podniesiony do symbolu, jest ułaskawiony, bo mu się „nakupuje” (kolejny sukces słowotwórczy), jest nawet bohaterski. Luj Witkowskiego jest jak gejostwo w Polsce, z ohydy ku udomowieniu.

Żeby wydobyć ponownie luja, Witkowski wraca do Międzyzdrojów, oczywiście na siłę jest ta przejażdżka, oderwaniem od Wrocławia jest, bo uzasadnienia kryminalnego nie ma żadnego. Ale niech tam,  czyta się wyśmienicie. Bo właśnie to się czyta, jak komedię wypadków slapstickowych z przeogromną gamą obyczajowości naszej codziennej, z Wrocławiem, po którym możemy wędrować od pikiety do pikiety, od kibla do kibla, od jednej knajpy do drugiej. I jest to książka niebywale śmieszna, z fragmentami do cytowania i powtarzania, ze zwrotami do natychmiastowego przyswojenia, jak ten kiedy to autor deklaruje, ze jest nienasycony jak kwasy tłuszczowe.

Podoba mi się bardzo ten język, nawiązania do literatury, bo widać, że Witkowski czyta,, nie tylko to co modne, ale i to co zapomniane, wyrzuca z siebie tę prozę erudycyjną, mięsistą z łatwością, niczym Masłowska Dorota, właśnie do niej udaje mi się porównać te frazy, jakby oni we dwoje kształtowali język nasz literacki i ja to kupuję, mnie to fascynuje.

Witkowski zmierza ku lepszemu, wyrabia się w trakcie kolejnych książek, daje nam produkt do smakowania, rozśmiesza pozwala spędzić dobrze czas. Czy się to w końcu znudzi? Czy kolejne książki powielą schemat jak luj kolejne zakupy w KFC? Nie wiem. Ja to czytać będę na pewno i kupował sobie te książki też.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Zbrodniarz i panna Michaśka.

  1. ~peek-a-boo pisze:

    Nareszcie ktoś nie nawybrzydzał, że nowy Zbrodniarz gorszy od Drwala. Też uwielbiam język Witkowskiego i drugi kryminał ubawił mnie mocno.Choć troszkę mniej flaczków mógł autor tam wrzucić, jak na mój gust. Ale czy naprawdę Luj jak Wokulski? Hehe zabawne porównanie tylko czy trafione?
    Jedno jest pewne, Witkowskiego nakupuje przy każdej okazji 🙂

  2. Rzeczywiście, po raz pierwszy czytam, że „zbrodniarz” lepszy od „drwala”, co mnie niezmiernie cieszy! Ta lektura już czeka na mojej półce, obok drwala z autografem zresztą 🙂

Skomentuj ~peek-a-boo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.