Władysław St. Reymont

„Ziemia obiecana” dwa tomy wydane przez PIW, w serii o charakterystycznym wyglądzie, gdzie ukazywały się dzieła literatury polskiej i światowej, często lektury szkolne. Biała okładka, kolorowe rysunki, na pierwszym tomie paczka banknotów na tle fabryki, na drugim ta sama fabryka w ogniu. Książki jako dziewiąte wydanie, ukazały się w nakładzie 100 tysięcy egz., na słabym, pożółkłym już teraz papierze, w roku 1985. Zapłaciłem, bo nie miałem innego wyjścia 300 zł. Tak się teraz zastanawiam, czy przeczytałem akurat te tomy, czy też zrobiłem to już wcześniej – chyba jednak pochłonąłem Reymonta jeszcze w szkole średniej, dla przyjemności raczej niż z obowiązku. Kiedy czytałem masowo mając 16 lat, te dwa tomy zajęły mi może ze 4 dni. Wszystko uległo już dawno zatarciu, bo przecież Wajda napisał tą historię po swojemu i chyba nakręcił swój najlepszy film. Ileż to razy dawałem się wciągnąć w ten wir filmowej opowieści, przekonany, że spojrzę jedynie na ulubiony fragment, np. ten, kiedy to Pszoniak przychodzi do bogatego Żyda, tego samego, który każe swoim pracownikom zapłacić za zużywany na zagotowanie wody na herbatę gaz, i mówi mu, że nie zwróci pożyczonych pieniędzy. I potem ta piękna scena, kiedy zlany potem macha uradowany nam wszystkim, łamiąc konwencję filmową. Albo kiedy wyciągnięty kompletnie pijany z jakiegoś przyjęcia, wkłada palce do gardła i wymiotuje, bo wiadomości wymagają od niego trzeźwego umysłu. Albo kiedy …
O tym filmie można opowiadać długo, ale nie jest to spis moich filmów na wideo a jedynie opis skromnej biblioteczki. Te dwa tomy, którym grzbiety już dawno pożółkły, a strony przykrywa niezmywalna warstwa lepkiego kurzu, przypominają mi też jak stały w mym rodzinnym domu, na specjalnej półce, obok im podobnych. Dawniej lubowałem się w układaniu moich książek znacznie bardziej intensywnie niż teraz. Miałem ich zresztą kilka razy mniej, choć głaskałem je czulej i patrzyłem z większą przyjemnością. Również kupowanie książek kiedyś wyglądało na intensywniej przeżywaną miłość – wiązało się na pewno z mniejszym wydatkiem i księgarnie miały charakter jakby bardziej nobliwy – dzisiaj jest to punkt sprzedaży, wtedy było to miejsce, gdzie potrafiły nas spotkać niespodzianki.
Te dwa tomy kupiłem chyba na Świdnickiej – rok 1985, to czas jakiegoś dziwnego zawieszenia, kiedy to wszystko mogło się wydarzyć, a przecież nic takiego się nie stało, oprócz 100-lecia urodzin Witkacego.
Nobla za „Chłopów” dostał w 1924 roku, a już rok później nie żył, bo za dużo pił. Mało kto o tym wie, że był alkoholikiem. Napisał Ziemię obiecaną w 1899, na trzy lata przed Chłopami – więcej nie piszę, bo tu nie o to chodzi.
A o co?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.