„Śpiewaj ogrody, których nie znasz, serce moje, jak w szklane
naczynia wlane ogrody, jasne, nieosiągalne”
Brzmi fascynująco, na pierwszy rzut oka niepoprawnie, gramatycznie oraz znaczeniowo, ale pociągająco przecież. Winny Jastrun – przetłumaczył tak właśnie: (SINGE die Gärten, mein Herz, die du nicht kennst; wie in Glas / eingegossene Gärten, klar, unerreichbar). Sam bym nie pojął znaczenia sonetu do Orfeusza Rilkego, stąd szukałem wyjaśnień, szukałem samego sonetu. Podobno Rilke zachęca nas, żebyśmy poznawali, chwalili, podziwiali ogrody, których nie znamy – pewnie także Huelle chciałby, żebyśmy weszli w jego książkę, rozsmakowali się w niej, w tej historii misternie skonstruowanej.
Huelle nie jest moim bohaterem, wszelkie próby dotarcia do tej literatury kończyły się zaniechaniem rychłym ale i bez konkretnego powodu – nie wiem nawet, czy słynnego Weisera Dawidka w ręku miałem, ale mój stosunek do autora wydawał się być na wskroś obojętnym. Nie zdziwiłem się też pierwszym rozczarowującym recenzjom najnowszej książki, przyjąłem to bezmyślnie, bo i książki czytać nie zamierzałem. A tu jednak niespodzianka, książka do mnie trafiła, z ciekawości postanowiłem wyruszyć z nią w podróż i udało się.
Twarda oprawa i zdjęcie rowerzystki w białym ubraniu, stylizowane na lata przedwojenne, a może i przed wojną wykonane, nadaje książce jakiś czar, posmak przeszłości, ale w tej snobistycznej wersji. Jak się dowiadujemy, zdjęcie zostało kupione w profesjonalnej agencji przez wydawcę (pewnie cena za takie zdjęcie to ok. 250$). Lubię książki wykreowane, a okładka jest pierwszym krokiem do polubienia dzieła.
Moja przygoda z Huelle trwała krótko – przeczytałem książkę przez dwa dni, przeczytałem z przyjemnością historię wielowątkową, na swój sposób fascynującą i erudycyjną. Od samego początku miałem przed oczami ostatnią książkę Myśliwskiego i męczarnie nudnych zdań nigdzie nie prowadzących, a w tym przypadku odnajdywałem zarówno mięsiste przygody, wartką czasem opowieść wraz z przydługimi dywagacjami na tematy muzyczne, realia historyczne i ludzi mocno wrośniętych w polsko-niemiecko-kaszubskie wątki.
Można napisać, że to opowieść o kobiecie, o pięknym imieniu Greta, że to opowieść o nieznanym rękopisie opery Wagnera, o losach pewnej niemieckiej rodziny z Gdańska, o wojnie, miłości ale i okrucieństwie francuskiego arystokraty, tajemniczym dzienniku czy kaszubskich legendach. Huelle jedzie z nami w niespieszną opowieść, prowadzi sprawnie, przeplata wątki, żongluje czasem, ale odkrywane ogrody mają smak i zapach. Oczywiście momentami jest zbyt trudno, jeśli nie masz muzycznego wykształcenia, jeśli nie znasz Lou Andreas-Salome, albo poezji Rilkego – wtedy grzęźniesz, ale kto powiedział, że w życiu powinno być tylko z górki?
Z przyjemnością odnajdujemy w książce historie, które możemy opowiadać kochankom w łóżku albo dzieciom przed snem: o szczurach wędrujących przez miasto zaraz po wojnie, o libacji radzieckich oficerów, przez przypadek strzelających do fińskiego sługi, o Szwedach uwięzionych na wyspie czy Erneście Teodorze Hoffmannie, pracującym nad niedokończoną operą Wagnera.
Na początku i na końcu rysunki, szkice ołówkiem kobiety – zapewne to Greta, która opowiada bohaterowi, narratorowi, samemu pisarzowi (?) dzieje swoje i męża, uczy go niemieckiego, gra na pianinie fragmenty zaginionej opery. Dedykacja mówi: Hannie i Frankowi Rossetom, a na końcu podziękowanie za ustalenie poprawnej kaszubszczyzny „pana Bieszke albo Bieszka, na pewno nie Bieszczańskiego”.
Potraktowałem „Śpiewaj ogrody” jak przyjemną podróż, prześlizgnąłem się po niej jedynie, posmakowałem co mogłem – z pewnością nie dotarłem wszędzie – ale czy to ważne, żeby wszystko zrozumieć? Każdy może w tej książce znaleźć coś dla siebie a jedynie marudzący malkontenci będą wytykać „papierowość”. „literackość” i inne grzechy tej książki, ale czyż wszystkie dzieła literackie wolne są od grzechów (pomijając Tomasza Manna)?
„ I to je ju wszetczich kuńców kuńc, jakby powiedział mój przewodnik w czasie”
uwielbiam ten styl
A o okladce juz nie wspomne 🙂
Hej,
szukam książki historycznej, coś w stylu romansu.
Była o dziewczynie, której tata był chory, a ona została wysłana do szkoły z internatem dla dziewcząt. W pobliżu szkoły kręcili się cyganie. W szkole poznała 3 przyjaciółki. Potem się okazało że matka dziewczyny miała jakieś nadprzyrodzone moce i ona je odziedziczyła i mogła się przenosić do innego świata. Na jakimś tam balu poznała księcia z Czarnogóry. Dalej nie wiem co było. Wiesz może jaki jest tytuł tej książki?
A to Kańtoch z pewnością będzie wiedziała …
Świetna książka. Hulle napisał nie tylko erudycyjną książkę, ale również przygodową, bo losy jej bohaterów są fascynujące. Dla mnie tym bardziej, że moi przodkowie mieli podobne!