Często słucham Chilli Zet, z przeróżnych powodów, nie do końca uzasadnionych, w czasach, kiedy nie potrzebuje się już „gadania” w radio, kiedy potrzebuje się muzyki, do tego „swojej” muzyki, doskonale wpasowanej w oczekiwania, bo takie już mamy konsumpcyjne czasy, nie to co kiedyś, kiedy Trójka była jedyną opcją i łykało się stamtąd wszystko, od jazzu po muzykę poważną (zastanawiałem się niedawno gdzie jest Dariusz Michalski, właściciel najbujniejszej czupryny wśród prowadzących audycje w Trójce i wczoraj „wypłynął’ mi przez przypadek w Jedynce, puszczając zapomniane hity z Eurowizji, ale on zawsze puszczał muzykę nie dla emocji ale dla statystyki), więc, że powrócę do wątku głównego, więc w Chilli Zet dziś prowadzący, bo tam prowadzący nie starają się przeszkadzać, bardziej przeszkadzają reklamy coraz częstsze, głównie japońskich samochodów, jakby ich potencjalni właściciele, byli szczególnie wrażliwi na muzykę nieinwazyjną, serwowaną przez stację, otóż – czy ta dzisiejsza skłonność do dygresji Wam przeszkadza, czy nie, bo nie wiem?; a czy wiecie, że pierwszym, polskim utworem dygresyjnym był Beniowski? Ja sam nie wiem skąd to wiem, ale wiem) – prowadzący dziś zauważył, a sądzę, że nie przemyślał do końca swojej uwagi, nie zagłębił się w otchłań, a jedynie prześlizgnął po zwojach odpowiedzialnych za sumienność, rozwagę i spryt, tenże prowadzący stwierdził, lekko się krygując, że bardzo lubi Pilcha, ale Dziennik ostatnio wydany jest słaby, a właściwie użył słowa: „trudny”. I tym się chłopak zdemaskował, bo dając mu jeszcze cień szansy mogłem usprawiedliwić jego wyszukany i zjedzony na licznych lekturach gust tym, że po prostu subiektywnie Pilch nie trafia w jego, powiedzmy karme, to stwierdzenie, że Pilch jest trudny plasuje go w obszarze ignorantów i wioskowych głupków.
Jerzy Pilch drodzy słuchacze i ci mamroczący sobie coś pod nosem i ci mówiący na koniec rozmowy „kocham cię”, a także następni czytający w błogim skupieniu, chciałbym tu powiedzieć wyraźnie, ze Jerzy Pilch jest logiczny, zwięzły i dowcipnie sarkastyczny czy to pisze o piłce nożnej, poezji, historii czy mordowaniu innowierców. Jest wyrazisty, sprawny językowo, logicznie doprowadza do puent, jasno pokazuje jak jedzie, dokąd zmierza i nawet o zgrozo, kogo lubi a kogo nie szanuje. Chociaż jest kulturalny i szarmancki w opiniach, najwyżej lekko złośliwy ale nie krzywdzący, chociaż w tekście o zagubionym Filipku, nogę mu podłożyć chciał. Tak więc z nieskrywaną przyjemnością Pilcha się czyta, bo Pilch dotąd książkami swymi nie zachwycił mnie, zwróćcie uwagę, że użyłem słowa „dotąd”.
Przedsięwziąłem dziś (przeczytałem dziś, że używanie słów niskofrekwencyjnych, czyli rzadko używanych i skomplikowanych, to forma autoprezentacji i kreowania się na osobę bystrą i niekonwencjonalną) nieudaną próbę odnalezienia w swoich zbiorach jedynej książki Pilcha, którą posiadam co pokazuje wyraźnie, że nie tylko nie wiem co mam, ale jeszcze do tego nie pamiętam gdzie to mam, czyli już ze mną nienajlepiej jest, że wyprzedawać się powinienem na allegro. A tak na marginesie to bardziej podoba mi się pomarańczowa twarda okładka Dziennika niż obwoluta. Mogę tę obwolutę oddać w dobre ręce i nie będą to ręce prowadzącego z Chilli Zet; ten niech sobie nimi popuka w głowę.