Kto przeczytał jakąś książkę Magdaleny Tulli? Ja nie przeczytałem, choć tyle razy przeglądałem jej książki w księgarniach, także w tych tanich, gdzie można dostać je za grosze. Wywiad z autorką w Dużym Formacie październikowym. Wydane „Włoskie szpilki” to kolejna pozycja do przeglądania w księgarniach – i pewnie na tym się skończy. Ale wywiad pokazuje kobietę ciekawą, a jak przeczyta się notatkę co dotąd zrobiła to widać, że ma już tzw. dorobek. I że nie można utrzymać się z literatury. Czasem biografie są ciekawsze od książek już napisanych, także te, o których się nie pisze.
Nie przeczytałem dotąd żadnej książki Michała Witkowskiego – świadomie i z premedytacją nie mam „Lubiewa”. Pozostałych, następnych też nie mam. Będę miał „Drwala”. Już teraz to wiem, przymierzam się i krążę – dojrzewam do zmierzenia się. Wreszcie wydaje mi się że Michał został pisarzem prawdziwym, że nie jest już sensacyjką, niezdrowym podnieceniem. Przytył i opłynął w dostatek, może sobie pozwolić na prawdziwą literaturę. Chyba ma talent, wciągnie mnie prozą albo odrzucę go jak Murakamiego.
Czasem zdarza nam się kupić książkę z przyjemnością podobną do jedzenia smacznego obiadu: „Miasto spadających aniołów” Johna Berendta jest oczekiwaniem na fascynację – coś takiego miałem czytając Kwartet aleksandryjski Durrella. Lubię, jak w książkę wkracza magia, albo niedopowiedzenie, albo niezwykłe skojarzenie: „Napis na tablicy umieszczonej przed kościołem Santa Maria Della Salute przed odrestaurowaniem jego marmurowych zdobień: UWAGA SPADAJĄCE ANIOŁY” .
Czego i wszystkim życzę.
wlasnie przybyla zamowina. Przeceniona mozno, wiec nie spodziewałam sie że bedzie az tak pieknie wydana.
oczywiście miało byc „mocno”, nie nalezy pisac na półśpiaco. Na szczescie czytac i owszem 😉