Nowakowski nowy jak Fronda Lux

W stosunku do Marka Nowakowskiego zawsze odczuwałem jakiś żal i niespełnienie. Od momentu pierwszego zetknięcia się z jego prozą aż do jego śmierci, przez ten cały długi czas, czyli około trzydziestu lat, obiecywałem sobie Marka Nowakowskiego czytać szerzej i skrupulatniej, kupować jego książki, ustawiać na półkach, mieć i nawet o nich pisać. Tymczasem stało się niestety tak, że jak oniemiałem po przeczytaniu tomu opowiadań „Książę nocy”, tak wróciłem do autora w rok po jego śmierci.

Ten tomik „Książę nocy” miałem chyba przez jakiś dziwny przypadek, choć pod koniec lat osiemdziesiątych kupowało się książki nałogowo, a ja wtedy raczej wydawałem pieniądze na magazyn komiksowy Relaks albo Alfę. Dziś na Allegro „Książę nocy”,  i to pierwsze wydanie, można sobie nabyć za jedyne 5 zł.

Dlatego ucieszyłem się niezmiernie, kiedy otrzymałem przesyłkę z najnowszym magazynem Fronda Lux, a tam nieznane opowiadanie Marka Nowakowskiego, zatytułowane „Nic mnie to nie obchodzi”. A jeśli jeszcze mam sobie poczytać o Łukaszu Orbitowskim, to wspaniale jest, powiem Wam, zupełnie nieźle nawet.

Z tymi magazynami literackimi to temat na oddzielne wspomnienia, bo przecież kiedyś to było święto, jak się kupowało np. „Literaturę” Putramenta (prawie wszystkie roczniki mam na pawlaczu, a tam przecież niesamowite dzienniki z okopów pierwszej wojny Sartra – czy to w ogóle wyszło u nas w formie książkowej?), Pismo Literacko-artystyczne (genialne), Odrę czy Zeszyty Literackie. Ale nie o tym miałem, nie o tym …

Tekst wydaje się być nieskończonym, jakby pisarz chciał jeszcze nad nim popracować, udoskonalić, odłożonym na później, ale jest w nim ta siła przewrotna, która sprawia, że zdaje się małą perłą wydobytą przez przypadek. Świat klasycznego przedmieścia, ze swoimi tradycjami, przyzwyczajeniami i regułami zostaje brutalnie zaatakowany przez napierające chamstwo, pospolitość i wulgarność. Intruz o mentalności wypranej z wszelkich zasad wdziera się w życie poukładane, oparte na harmonii i sentymentalnej uczuciowości. Obrzydzenie bohaterki, zirytowanej obecnością kogoś pretensjonalnie prostackiego przeradza się w fascynację. Dosyć przejrzysta reguła fabularna opisana jest spokojnym, reporterskim językiem Nowakowskiego, a finał przywodzi  na myśl scenę z filmu „Dzikość serca”, kiedy to w seksualność Laury Dern wkracza diaboliczny Johny Peru, wywołując w niej uczucia, których później przyjdzie się jej wstydzić. „Hańba, taka hańba. Dno poniżenia” – myśli doktorowa, zakochana w prozie Virginii Wolff, do tego ruda – z pewnością skończy tragicznie, ale tego Pan Marek już nie dopowiedział.

Czytając Nowakowskiego docieram do tej głębi prozatorskiej, która opisując banalną historię, czyni ją pretekstem do pokazania jak bardzo nie chcemy burzenia tego, co przez lata kanonizowane i przyjazne, na rzecz sparszywiałego „nowego”, które tak czy siak do nas przyjdzie, niszcząc i plugawiąc wszystko dookoła, jak kabarety w telewizji zabierając czas na powtórki filmów Hitchcocka.

Dwa opowiadania dedykowane pisarzowi napisali z kolei Łukasz Orbitowski i Piotr Gociek. Ten pierwszy mówi również o prawdziwie męskiej literaturze, o plugawym życiu i psotach Tomka Sawyera. Świeżej prozy dostarczyli także Wacław Holewiński i Jarosław Jakubowski. Marek Kochan przybiegł z dramatem.

Fronda Lux 75 wyprawia się także do Afryki, zarówno tej czarnej, która zafascynowała europejskich malarzy, jak i tej, o której dzisiejszy świat chciałby zapomnieć – Afryce prześladowanych Koptów. A wszystko to zaprawione najprawdziwszą grypserą więzienną.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.