„Będziesz się uśmiechać”, wydawnictwo OTO Kalambur 1984, w serii „Poeta – pieśniarz” tomik 2. Mała, biała z płonącym P na okładce, przypomina wydawnictwo podziemne. Cena 71 zł. Krótki wstęp a dalej teksty: liryki, śpiewające obrazy, ładne miejsca, piosenki dla syna. Grechuty właściwie nie powinno się czytać, może tylko słuchać a czasem śpiewać. Nie znosiłem nigdy piosenki studenckiej, szantów, poezji śpiewanej, piosenki turystycznej i grania na gitarze na imprezach młodzieżowych – cóż to za gówno. Grechuta był klimatem i czymś oryginalnym, stąd tak łatwo większość go przyswoiła. Miałem 19 lat gdy w domu koleżanki z liceum odkryliśmy z posiadaczem własnego adapteru marki Aida pierwszą płytę Grechuty z zespołem Anawa. Ale czemu nas to tak bardzo ucieszyło? Otóż wróciliśmy właśnie z pierwszej wyprawy w Tatry i przejeżdżając przez Kraków poszliśmy do piwnicy hotelu „Pod Różą” na koncert Marka, który tam dosyć regularnie występował. I potem kilka koncertów, które widziałem czy to w filharmonii czy operze przy okazji „Śpiewających obrazów”, kiedy to niefortunnie wyświetlano slajdy z reprodukcjami. A w czasie strajku studenckiego pewna dziewczyna znała na pamięć wszystkie piosenki Grechuty i tylko się dziwiłem, że jak śpiewa to nie jest już tak brzydka. Więc tkwił gdzieś ten Grechuta w całym pokoleniu i teraz jak umarł, to wszyscy przeżyli to boleśnie, bo przecież odchodzą powoli wszyscy, z którymi się zżyliśmy przez lata i pokazują nam drogę.
Mam tą książeczkę już tyle lat, nawet jej nie czytałem, może czasem przerzucałem – z tej samej serii miałem również tomik Młynarskiego z autografem, ale oddałem w prezencie , bo dedykacja była nie dla mnie (ileż autografów pisarzy podarowałem innym – dla siebie mam chyba tylko Miłosza) Marek Grechuta to też pierwszy odcinek „Podróży za jeden uśmiech” – kto oglądał to wie. To Witkacy.
Nigdy nie chciałem kupić jego płyty, bo po co? On i tak zawsze był i jest. Najlepszy z tych wczesnych lat, tego korowodu, muzyku trochę dziwnej, nie przystającej do melodii najbardziej znanych. I film „Polowanie na muchy”; Wajdy. I Janda śpiewająca w szalonej sukni na festiwalu w Opolu „Gumę do żucia”. A może też jest tu jakiś sentyment za latami 70-tymi?
Nie można czytać tej książeczki. To nieporozumienie wydawnicze, makulatura ze słowami, które nie dźwięczą. Schowam głęboko na dno szafy, nie wrócę do niej już wcale. Może ktoś zechce kiedyś uczyć się z niej śpiewać słowa piosenek. A może Grechuta odejdzie wraz nami.
Pani mi mówi mnie się zdaje
Pani mi mówi nie do wiary
Pani mi mówi że to żart
Co jest możliwe to możliwe
Co mnie się zdaje to się zdaje
A pani nie wie co ja czuję
Gdy śpiewam tango Anawa
Markowi cześć.
Guma do Żucia – to było COŚ