Dzieje rękopisu wspomnień Orłowej są znacznie ciekawsze, niż jej wynurzenia na temat geniuszu wielkiego Wodza. Miłość opisana w książce „Kochałam Stalina”, ma bałwochwalczą manierę i irytuje bezkompromisowym oddaniem. A jednak ten dziennik prowadzony od stycznia 1935 do listopada 1940 roku odsłania, choć bardzo fragmentarycznie, życie najpopularniejszej aktorki w dziejach sowieckiej Rosji. Kim była Lubow Orłowa? Z książki dowiemy się, że na pewno wierną i oddaną miłośniczką nowego ustroju, oburzającą się szczerze na knowania imperialistów. Pomińmy milczeniem te jej zachwyty nad mądrością, sprawiedliwością i wielkością Stalina – lepiej skonfrontować to, co Lubow pisała, z tym, co teraz o niej wiemy.
Orłowa urodziła się w roku 1902, w arystokratycznej rodzinie, której przodkowie trzęśli carskim dworem za czasów Katarzyny Wielkiej, a jej krewnym był sam Lew Tołstoj. Urodzenie w radzieckiej Rosji miało wielkie znaczenie, więc aktorka zręcznie ukrywała swoje pochodzenie, zaznaczając w biogramach, że wychowała się w rodzinie służących. Zachowywała się jednak jak arystokratka, była zimna i wyniosła, a znajomość ze Stalinem, który uwielbiał filmy z jej udziałem, jeszcze bardziej podkreślała jej wyjątkową pozycję. Dbała o swój wizerunek – jako pierwsza kobieta radziecka poddała się operacji plastycznej; ukrywała również swój rzeczywisty wiek. Jej pierwszego męża zesłano do gułagu, a drugi, Grigorij Aleksandrow, reżyser jej najsłynniejszych filmów: „Świat się śmieje” czy „Cyrk”, znany był z tego, że potrafił donieść do władz na kolegów – sama Lubow obawiała się jego wpływów. Związek ten, wyreżyserowany przez aktorkę, był raczej komercyjny niż uczuciowy. W książce nie ma wzmianki o tym, czy mąż wiedział o romansie Orłowej ze Stalinem i co o tym myślał. Zresztą czy to ważne w tamtych czasach? Bunt mógł go kosztować zsyłkę lub kulkę w łeb, ale z pewnością potrafił docenić opatrzność, która dała mu tak wpływowego opiekuna.
Przyglądając się zdjęciom Orłowej z czasów romansu ze Stalinem, nie jesteśmy w stanie docenić jej urody – osobiście nie uznałbym jej za piękność. Ma szeroką, przedwcześnie postarzałą twarz. Podobno filmowano ją, jeszcze przed trzydziestką, kamerą z nałożoną pończochą, żeby ukryć zmarszczki. Aktorka była bardzo niska, a do tego ubierano ją w żakiety z szerokimi ramionami – zgodnie z ówczesną modą. A jednak w latach trzydziestych miała status radzieckiej seks bomby a mężczyźni widząc ją na ulicy, zdejmowali czapki.
Książka ma formę krótkich refleksji aktorki na temat życia w Związku Radzieckim, oczywiście z pozycji super gwiazdy. Jej wpływy u Stalina były zapewne ograniczone, choć na przykład usiłuje opisać swoje wstawiennictwo za Bułhakowem, którego podobno ceniła. Stalin jest opisany jako mąż stanu kompletnie pozbawiony wad. Nie znajdziemy tu żadnych pikantnych szczegółów, żadnych nawet wzmianek o tym, co tak naprawdę ich łączyło, poza tym, że co jakiś czas przysyłał po nią samochód, że jedli obiad, no i oczywiście prowadzili poważne rozmowy. Orłowa pisze o Stalinie z miłością, z oddaniem i bezkrytycznie, jakby pod publiczkę sowiecką, tworząc propagandowy panegiryk na cześć Wodza.
Zapiski Lubow Orłowej nie mogły ukazać się drukiem z wiadomych powodów. Kiedy w 1974 roku dowiedziała się o swojej śmiertelnej chorobie, przekazała zapiski chińskiemu dyplomacie z prośbą o publikację. Uniwersytet Pekiński zgodził się je wydrukować i tak ukazały się w nakładzie 1200 egzemplarzy, ale tylko do użytku wewnętrznego. Rękopisy zniszczono – w tym czasie można było przechowywać jedynie zapiski Mao. Wypożyczona przez jednego z chińskich profesorów książka nie została oddana do biblioteki – profesor zmarł tego samego dnia co Mao Zedong, a jego gabinet przetrwał w nienaruszonym stanie do roku 2013, kiedy to w czasie przeprowadzki, znaleziono pożółkłą książeczkę. I tak wspomnienia Orłowej trafiły w szeroki świat.
Ta książka to ciekawostka – zachwyciła moją mamę, która dorastała w czasach, kiedy film „Świat się śmieje” królował na ekranach naszych kin, choć nakręcony w roku 1934, popularność w Polsce zdobył dopiero po wojnie. Czarno białe zdjęcia Orłowej, przeplatane są fotografiami Wielkiego Wodza – włącznie z tym na katafalku. Szkoda, że ta wielka aktorka nie posunęła się dalej, że nie odsłoniła Stalina „od kuchni”, że nie dała nam czegoś pikantnego, czegoś bardziej ludzkiego, mniej pomnikowego. No ale to były inne czasy, gdzie tajemnice alkowy nie wywlekano publicznie. Zresztą czytając te teksty zakochanej kobiety, uświadomiłem sobie nagle, że oni przecież mogli wcale nie iść do łóżka. Wyobrażacie sobie Stalina w objęciach kobiety? Chyba z fajką i w mundurze.