Jacek Dehnel

„Lala” seria Archipelagi WAB, twarda okładka z fotografią sepiową dziewczynki, pierwsze wydanie zeszłoroczne. Złamałem po raz pierwszy zasadę, że to ma być „moja książka”, a książka moja nie jest, jest pożyczona od mojej mamy, która zresztą nazywana jest w rodzinie Lalą, podobnie jak bohaterka Dehnelowa. A do tego książkę mojej mamie też ktoś pożyczył, tzn. nie ktoś, ale Helenka, która odpowiednio i długopisem na książce się podpisała. Podchodziłem do Lali ze swoją tradycyjną nieufnością, choć już byłem do książki przekonany, oglądając Dehnela w Łoskocie, widząc jego erudycję, czytając trochę recenzji, nieustająco entuzjastycznych, śledząc egzemplarze książki, najpierw w księgarniach a potem nawet w kioskach, tak mi się ten Dehnel narzucał, tak mi podchodził powoli do smaku, tak już od jakiegoś czasu wiedziałem, że wreszcie go uchwycę z tą Lalą. No i na świątecznym stole spotkałem Lalę czekającą na mnie z przyzwalającym skinieniem. Ale… nie wszystko takie proste jest jak się Marioli wydaje, bo przełom roku wytrysnął (ładne słowo) kilkoma pozycjami, które w związku z napływem gotówki kupiłem, i które spiętrzyły mi program czytelniczy i skomplikowały tradycyjny rytuał czytania – nowy Nabokov, dzienniki Iwaszkiewicza, listy Witkacego, czy kryminały, które kuszą leniwym smakiem. Tak więc Lala smakowana powoli, walczy z odpływami i przypływami, czytam teraz więcej, stąd pozwalałem sobie na 4 książki jednocześnie, z piątą Lalą. Więc już wiecie, Lali jeszcze nie skończyłem, co nie znaczy, że nie mam na jej temat własnego  zdania – otóż je mam i jest to dobre zdania. Ja lubię Dehnela, ja lubię sposób w jaki zabrał się do tej książki, za jej nieuporządkowany klimat, za porządność i jasność talentu. Napisać historię rodzinną, bogatą historię, napisać ją w sposób wdzięczny i z polotem, i z humorem nie potrafi każdy, a większość potrafi to zepsuć. Ta książka Helenkę kosztowała 39,9 zł, ale widziałem już egzemplarze kioskowe znacznie tańsze, podobnie jak wczoraj w nieuzasadniony sposób spostrzegłem Barbarę Radziwiłłówną Witkowskiego w nieprzyzwoitej cenie 19,9 zł. I mam dylemat, bo wciąż nie chwyciłem za rogi Lubiewa, a Barbara podobno jest … średnia. Witkowski i Dehnel – jakże różni, jakże tożsami, ukształtowani przez środowiska tak odstające od siebie – ten Jacek, przechadzający się w wielkiej ukraińskiej czapie i z laseczką po polu a z drugiej strony, mała ciota w okularkach, na prawo i lewo eksponująca swoją odmienność – dwaj pisarze o nietradycyjnej seksualności, która to już od jakiegoś czasu przestała być tabu, a wręcz przyznanie się do jej uprawiania kreuje na bohatera niemalże narodowego, obok Salety bez nerki. Tak sobie piszę o tych aspektach, bo Lala obroni się sama i jeśli ktoś zacznie ją smakować, najlepiej długimi haustami, to już nie odpuści.
 Ciekawe czy moja mama przeczytała Lalę?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na Jacek Dehnel

  1. anonimowo pisze:

    ciota?
    z całym szacunkiem, proszę pana, nie uchodzi, nie uchodzi

  2. mojeksiazki pisze:

    czemu nie uchodzi jak sam tak na siebie mówi? oczywiście jest to tylko kreacja, że tak powiem artystyczna, z całym szcunkiem dla ciot.

  3. Jowita :) pisze:

    Widzę, że Ty również lubisz czytać książki 🙂 Nie czytałam żadnej powieści tego autora. Ale przy najbliższej okazji na pewno przeczytam.
    Jeśli znajdziesz choć trochę wolnego czasu to zapraszam na : http://www.warteprzeczytania.fbl.pl
    Na moim blogu również umieszczam recenzję książek. Myślę, że znajdziemy wspólny temat. Pozdrawiam i jeszcze raz zapraszam do mnie. 🙂

  4. zosia pisze:

    a mnie się mimo wszystko nie podoba sam wyraz „ciota”. Może i jak wspomniałeś – jest on elementem autokreacji artysty, przyjmującego pozę osoby niezależnej, nad wyraz szczerej i nie przejmującej się zbytnio konwenansami, acz – tak jak „wytrysnął” uważasz za ładne słowo, tak jak z kolei mnie bardzo smakuje słowo „szyszka”, tak słowo ciota zawsze będzie miało to (choć może z czasem słabnące) negatywne zabarwienie. „Nie jest w dobrym smaku”.
    A sama „Lala” pyszna. Polecam także „Filc” ze zbioru „Rynek w Smyrnie” – pozostałe opowiadania nie są już tak przekonywujące.

  5. Anonim pisze:

    tylko ciota moze powiedziec o sobie 'ciota’, inne przypadki odbieram z pewna doza zniesmaczenia
    pozdrawiam;)

  6. robak pisze:

    To Pan memła te książki, czy jak? Drzewiej człowiek brał kawał treściwej prozy i ją pożerał. Conajwyżej potem zwrócił gdzie przetrawioną na piśmie. A teraz jakieś mamlanie, ciamkanie, siorbanie. Mgli od tego.

  7. moje do robaka pisze:

    Panie Robaku, ale o co się Panu tak naprawdę rozchodzi?

  8. robak pisze:

    No, tak jakoś wyobraziłem sobie, że Pan tę książkę miętosi, obwąchuje, liże, „smakuje” ale nie bardzo czyta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.