Isabel Allende: „Ripper. Gra o życie”.

Z Isabel łączył mnie dotąd jedynie film z gromadą niezłych aktorów, w którym zapiekłość sąsiadowała z namiętnością, tak typową dla Latynosów. „Dom duchów” przerobiono na „Dom dusz”, ekranizując listy pisane przez Isabel do swojego umierającego, 99-letniego dziadka. Obecnie Allende, mająca w rodzinie Salvadora, chilijskiego prezydenta, usuniętego w wyniku z zamachu stanu, jest doskonale znana na świecie, sprzedając 57 milionów książek w iluś tam krajach.

Jak zauważyliśmy, z niesmakiem lekkim, wszyscy łapią się za historie kryminalne, jakby ludzie nie chcieli nic innego czytać przed snem albo w toalecie. Jednakże jeśli mamy do czynienia z dobrym literatem, wychodzi z tego jakiś nowy gatunek, nowa proza, coś pośredniego, między popularnym czytadłem a kunsztowną układanką stylistyczną. Isabel zdaje się doskonale bawić pisząc tę książkę, a czytelnik co chwila radośnie uśmiecha się pod nosem, bo napisane jest to lekko a nawet beztrosko. Co nie znaczy, że możemy sobie odpuścić koncentrację i bezmyślnie przebiegać stronice – o nie; smakujemy tę prozę,  która przepełniona dygresjami, historiami bohaterów, szczegółami ich życia, prowadzi nas finezyjnie w głąb  kryminalnej zagadki.

DSC_1176 (2)

Na początku mamy mocne uderzenie, kiedy Amanda Martin, 16-letnia, zafascynowana ciemną stroną życia, bardzo zdolna, ale zawsze uczennica, obwieszcza, że jej matka, holistyczna uzdrowicielka i masażystka, o pięknym imieniu Indiana, zostanie wkrótce zabita. Amanda wraz z grupką podobnych, nastoletnich maniaków, pasjonują się grą o nazwie Ripper, a następnie próbują rozwiązać zagadkę seryjnego mordercy. Wiadomo oczywiście, że nazwa Ripper nie została wzięta przez przypadek, a Kuba Rozpruwacz patronuje tej książce od samego początku. Czytanie Allende sprawia fizyczną przyjemność, jest to podróż fascynująca, nie tylko wówczas, kiedy opisuje okoliczności znalezienia ciała sadystycznego ochroniarza z kijem bejsbolowym w tyłku, ale również wtedy, kiedy dostajemy relacje z pożycia Indiany z potomkiem elitarnej rodziny w San Francisco czy z ojcem Amandy, zastępcą szefa wydziału zabójstw.

To również opowieść o miłości prawdziwej i głębokiej, dzięki której człowiek zdolny jest do największych poświęceń ale jednocześnie o miłości chorej i egoistycznej, prowadzącej w najgorszym wypadku do zbrodni w afekcie. Dla pasjonatów medycyny alternatywnej mamy też opis ekscentrycznego środowiska, skupionego wokół Kliniki Holistycznej, gdzie zatrudniona jest Amanda, z plejadą uzdrowicieli, specjalistów od akupunktury, aromaterapii, astrologów i fanów New Age.

Wszystko się tu miesza, jak w kotle czarownic, morderstwa z miłością, namiętności z tajemnicą. Książka podzielona jest na cztery rozdziały, odpowiadające czterem kolejnym miesiącom: od stycznia do kwietnia, choć każdy miesiąc ma też mniejsze rozdziały, tytułowane dniami tygodnia. Na końcu mamy ulubiony przez pisarzy kryminałów Epilog, gdzie Amanda kończy grę w Rippera i żegna wirtualnych graczy.

To nie jest książka do czytania po łebkach, nie można się przez nią przejechać bezmyślnie, jedynie dla zabicia czasu – jest smakowita, pełna znaczeń, jakby wyrosła z tradycji realizmu magicznego, ale jednocześnie przesycona własnym stylem. Autorka podobno zawsze rozpoczyna pracę nad książką 8 stycznia i pracuje od 9-tej do 19-tej. Wynika to z tego, że pierwszy list do dziadka (dzięki któremu powstał „Dom duchów”) napisała właśnie 8 stycznia.

„Ripper. Gra o życie” ukaże się 8 października i zaręczam, że nie przeczytacie jej w dwa wieczory, no chyba, że zechcecie zarywać noce. Jest smaczna jak dojrzałe figi, których nie można zjadać za dużo na raz, bo w końcu się znudzą.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Isabel Allende: „Ripper. Gra o życie”.

  1. ~5000lib pisze:

    Tej książki nie czytałam, ale polecam: „Paulę”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.