Gogol by Nabokov.

Dlaczego wydawnictwo wybrało te chaszcze na okładkę? Może powinno się publikować, gdzieś na końcu obwoluty, albo małym druczkiem na pierwszych stronach, czym kierował się człowiek odpowiedzialny albo mniej, przypadkowy albo głęboki w swej wierze, z wąsami albo bez, więc czym się kierowałeś, chłopcze, bo nie przypuszczam, żeby kobieta w tym maczała cokolwiek, czym kierowałeś się mój drogi, dzielny, wierzę, że odpowiedzialny redaktorze (może to za „wysokie” słowo), wybierając te trzciny, te trawy te knieje na okładkę książki o Gogolu? Czyż okładka ta przedstawiać ma złożoność rosyjskiej literatury, a może samego bohatera książki, niejakiego Gogola, a może, czemuż nie, albo nawet o zgrozo, ośmieliłeś się chłopcze zasugerować coś Nabokovowi? Ale nie o tym.

Czytanie Nabokova nie jest łatwe – właściwie przeczytanie Nabokova „do końca”, czyli siląc się odgadnąć wszystkie myśli i pułapki zastawione na przypadkowego czytelnika, jest moim zdaniem trudem daremnym, a wręcz powiem, że zbytecznym. Przypadkowy czytelnik może się rozsmakować w zdaniach i błyskotliwych frazach, o ile oczywiście to potrafi, bo przypadkowość jego narzuca nam z miejsca jego ograniczoność, no ale przyjmijmy, że jest zachłannie zdeterminowany wychwycić co się da, przyjmijmy. Czytelnik dostający Nikołaja Gogola do ręki, tylko ze słyszenia znając, któż to zacz ten Gogol, coś świta, matka coś wspominała po powrocie z targu albo ojciec rzucił jakieś zdanie sprzed telewizora (co wywołało skądinąd przerażenie matki, która nie słyszała ojca od zeszłej niedzieli), czytelnik taki co to chciałby aspirować, żeby mówiono, a właściwie żeby on mógł powiedzieć, że czyta, sięgając po książkę o Gogolu staje przed wyzwaniem zmierzenia się: raz że z samym Nikołajem, opisanym tu i wybebeszonym, a dwa z tym snobem, bałwochwalcem, tym nieujarzmionym wojownikiem Autorem, pogardliwym i butnym, o czym możemy się przekonać czytając np. rozdział końcowy pt. Komentarze. Piszę to nie bez powodu, bo obserwowałem ukradkiem takiego właśnie czytelnika przez trzy tygodnie mojej podróży i podziwiałem jego samozaparcie, determinacje i ulgę kiedy wreszcie skończył i się zadziwił, bo najpierw się zadziwił, że w ogóle przeczytał a potem zastanowił i ja się zastanowiłem, jak ta książka cienka i w twardej oprawie na niego wpłynęła i co z niej zapamiętał.

Gogol był z pewnością typem antypatycznym, wystarczy na niego spojrzeć. Gogol zdziwaczał, był utrapieniem i z pewnością umierając myślał, że przegrał, a przecież wiemy, że wygrał bo piszą że geniusz i stawiają obok Puszkina, Tołstoja czy Czechowa, czyli gigant. Gdyby wstał z grobu to by chyba ponownie umarł z wrażenia. Nabokov rozprawia się z Gogolem po swojemu, kluczy i meandruje, jakby starając się umieścić pisarza tam, gdzie będziemy mogli pojąć jego geniusz, a przecież analizując jego życie widzimy, że był dupkiem i megalomanem z tym, że miał dar, z którym się urodził, miał dar widzenia świata i opisywania go na swój sposób. Był inny jak Kafka a może nawet i Proust, przez te swoje dziwactwa był szczególny i tą swoją szczególnością nasycił literaturę rosyjską nieodwracalnie.

Przeczytałem wreszcie książkę Nabokova i zaraz przed oczami stanął mi krótki filmik, na którym znany aktor inscenizuje jego wykład o Kafce. Domyślam się, że mówiąc o Gogolu potrafił zrobić jeszcze efektowniejszy show, co z przyjemnością chciałbym zobaczyć, ale niestety w tamtych czasach nie było jeszcze komórek z kamerką, bo jestem pewny że dziś, takich filmów byłoby w sieci pod dostatkiem i nawet miałyby umiarkowane powodzenie.

Nabokov o Kafce.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.