„Choć wiedziałyśmy, że ojciec doskonale wykona swoje zadanie i zbierze dowody, wydawało się oczywiste, że powinnyśmy spróbować znaleźć coś na własną rękę.”
Joyce Maynard na zdjęciu nie wygląda na swoje 62 lata – przypomina raczej uroczą dwudziestolatkę na wakacjach, ale czego się nie robi, żeby zachęcić czytelników. Czy na pewno czytelników? To książka zanurzona w sentymentalnej poświacie utworów dla romantycznych panienek, tych wiecznych panienek, które pomimo ukończonej pięćdziesiątki, wylewają łzy nad zaprzepaszczoną beztroską dzieciństwa.
Autorka doskonale przygotowała się do swojej roli – wyostrzyła pióro w New York Timesie, nabrała pewności siebie w radiu, napisała kilka książek, ale to związek z Salingerem dał jej prawdziwego kopa w świat.
W 1972 roku staje się sławna, publikując w gazecie artykuł o tym, jak bardzo zmęczona jest życiem, pomimo swoich osiemnastu lat. Salinger, będąc wówczas w moim wieku (osiemnastolatki miejcie się na baczności), daje się uwieść wizerunkowi studentki pierwszego roku Yale i przez dziewięć miesięcy zdołał napiętnować ją na całe życie, za co powinna mu być w sumie wdzięczna. Maynard bardzo szczegółowo opisała ten związek, włącznie z ich pierwszą, (nieudaną) próbą konsumpcji. Traktował ją jak asystentkę, uczennicę oraz protegowaną i wykorzystywał we właściwy mu sposób.
„Gdyby nie ona” to nie jest typowy kryminał, raczej próba wspomnieniowa, odgrzebania w życiu czasu szczęścia, a szczęściem zazwyczaj jest wyłącznie dzieciństwo, zachlapane plamami słońca i naiwną wiarą, że wówczas nie mogło być nam źle.
Akcja dzieje się w miasteczku w hrabstwie Marin, leżącym w cieniu góry Tamalpais, kilkanaście kilometrów od mostu Golden Gate. Przy ulicy Morning Glotu Court mieszka rodzina Torricellich
Ojciec dwóch bohaterek opuszcza rodzinę a matka zapada w dziwna traumę, co daje dziewczynkom prawie nieograniczoną swobodę. Siostry z wybujałą wyobraźnią żyją w świecie wymyślanych historii, zwłaszcza takich przyprawiających o dreszczyk emocji.
Kiedy jedna z sióstr, Rachel, ma trzynaście lat, w miejscu zabaw dziewczynek pojawiają się zwłoki zamordowanej brunetki. Rzecz jasna siostry próbują samodzielnie rozwiązać zagadkę seryjnego mordercy. Wampir ze wzgórza morduje kolejne kobiety a nasze bohaterki próbują pomóc ojcu w rozszyfrowaniu zagadki, kto im tak umila czas wolny.
Książka idealna na wakacje, zwłaszcza dla romantycznych wizjonerek, lubiących pogrzebać w psychologicznych meandrach dzieciństwa. Trochę irytujące opisy, szczegółowe analizy stanów świadomości nastolatek ale z perspektywy już dorosłej kronikarki.
Można się zastanawiać jak przeżycia zmuszania nastoletniej autorki do seksu oralnego z wielkim pisarzem, wpłynęły na potoczystość jej wypowiedzi, ale dla lipcowego czytelnika te niuanse nie powinny mieć żadnego znaczenia. Na drogę pociągiem, choćby z Krakowa nad morze to zbyt wiele do przeczytania, ale jeśli się trochę pomęczyć na plaży, a potem zapakować między kanapki z jajkiem na drogę powrotną, to wydaje mi się, że będzie w sam raz.