„Aforyzmy o mądrości życia” wydana przez Czytelnik w 1990 roku, jako już trzecie wydanie w dosyć przyzwoitym nakładzie 10 tys. egzemplarzy. Różowa, miękka okładka w cienką, czerwoną kratkę, lekko pożółkły brzeg i grzbiet. Gdzie kupiłem – nie pamiętam – to czas polowań na książki. W środku kupon firmy fonograficznej „Garaż” z dawnej Łady na ulicy Oławskiej, gdzie można było zamówić przegranie wybranej płyty kompaktowej na kasetę. Na moim kuponie jest Pixies pod numerem 352 i Tuxedomoon pod numerem 115. Data odbioru to śr/30 i nawet jest Dolby B. Lepsza przegrywalnia była w Ratuszu, gdzie do tego taką płytę można było wypożyczyć. Dosyć odjazdowa płyta Tuxedomoon, zawierała jakby historię demona ukrytego w skrzynce, który zresztą dość demonicznie się zaśmiewał.
Mój kolega, rzeźnik, którego kiedyś spotkałem w Ładzie, jak odbierał kasety, pomstował na faceta, który zwracał mu uwagę, że na 60-tkę nie zmieściła się cała płyta i trzeba coś z tym zrobić – a co go to kurwa obchodzi, nie zmieściła się, no trudno, on ma przegrywać a nie filozofować. Kolega był dosyć oryginalny, bo np. trenował mięśnie nóg, nie trzymając się niczego w tramwajach, tak, że czasem leciał przez cały tramwaj, który im bardziej pusty, tym lepszy do treningów. Teraz podobno zarzyna zwierzęta w Austrii.
Aforyzmów się raczej nie czyta jak powieść, a w tym przypadku nie są to luźno rzucone cytaty, lecz raczej komentarze autora – Schopenhauer pisał je pod koniec życia i dużo mówią o autorze, jego poglądach i namiętnościach.
Znalazłem właśnie moje podkreślenia dotyczące słowa filister: oznacza ono właśnie człowieka, którego siły intelektualne nie przekraczają ani na jotę normy i który wobec tego nie ma żadnych potrzeb duchowych. Jest on mianowicie, i będzie zawsze barbarzyńcą, czego Wam na koniec nie życzę.
Książka znana mi dobrze. Tytuł – znamienny.
witam pana. bede tu zagladac, a co! w koncu niewiele osob konkretnie dziala w jednym temacie, literackim mianowicie… na blogach oczywiscie. tak czy inaczej, zdefiniowanie fiflistra mnie porazilo, ostatnio dreczy mnie to, ze mam duzo z nim wspolnego. pozdrawiam serdecznie.
filistrów tutaj nie brakuje…
kiedy ja to czytałam !
ale pamiętam jedno – śmiech jest brzęczącą monetą szczęścia
Szopenhauer jest kiszonem, jeśli chodzi o tę książkę. Dawno nie czytałam takiego DENNEGO peanu na cześć megalomanii i tak burżujskich oświadczeń na całą resztę tematów. Zęby bolały… ;-P