Marek Krajewski

„Festung Breslau” Wydawnictwo W.A.B. Z tego roku. Kupiłem żeby poczytać w dobrych temperaturach, przekraczających 30 stopni; stąd miałem książkę, ale wstrzymywałem się kilka dni, z rozpoczęciem czytania. 29,90 to dobra cena na tego rodzaju literaturę. I tu mamy problem co to jest za literatura. Niewątpliwie jest to czytadło, do pociągu i na wakacje. Dla Wrocławianina jest to podróż, jaką prowincjonalny autor odbywa na salony, bo Krajewski sobie nazwisko wyrobił, ale dalej jest lokalny. Spotkałem go raz na imprezie komercyjnej jednego z developerów i widać było, że walczy w nim poczucie gwiazdorstwa z jakąś misją. Na okładce ruiny na ulicy miasta – widok przez bramę; widzicie tego pana z laseczką i wąsikiem? Przeczytałem wszystkie książki tego autora i wcale ta nie jest najgorsza, choć mętności w niej nie brakuje, ale co tam, czyta się po prostu z przyjemnością i nie będę opluwał gniazda swego. Znalazłem w środku plan wycieczek fakultatywnych biura Exim a na nim szereg obliczeń – dolary na inną walutę i odwrotnie.
Te książki wydawane są na takim szorstkim, grubym papierze, że kartki będą żółkły i kurz w nich łatwo osiądzie. Mam jeszcze jedną książkę Krajewskiego, ale nie pamiętam którą, może nawet o niej pisałem? Ale chyba nie.
Tak naprawdę to żal będzie komisarza Mocka – poznaliśmy już większość z jego życiorysu, no może jeszcze powinniśmy śledzić jego ostatnią sprawę, finał kończący życie; jakoś mam przeświadczenie, że po zapowiadanych warszawskich książkach autora, powróci on do rodzinnego miasta, do Mocka i ciemnych sprawek w Breslau.
Ja nie wiem gdzie postawić mam tą książkę, na jakiej półce, może znajdę poprzedni tom Krajewskiego, ale kłaść go obok Stasiuka? Bo przecież nie blisko Masłowskiej, bo ta z jej niezgrabnością, z krzywymi zębami i straszną fryzurą wpędziła by pana Marka w kompleksy. Zresztą jemu raczej nie grozi Nike, choć wcale nie wiem dlaczego, chłop się natrudził, widać że pisanie nie przychodzi mu łatwo. Być może potrzeba mu pomocnika, bo to taki Pearl literatury polskiej – tak samo obaj nie mają geniuszu literackiego, mają za to trochę talentu oraz pracowitość, a jak wiadomo pracowitością można zdziałać dziś wiele. Wcale złośliwy nie jestem, powiem więcej, kupię każdego następnego Krajewskiego, tak jak nie kupię kolejnego Pearla – ten ostatni jest nudny jak flaki z olejem, a ten pierwszy jest swój.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na Marek Krajewski

  1. recenzja-factor pisze:

    „Festung” czytałam, „Festung” recenzowałam też. Nieładna książka, mówiąc krótko.
    Jest coś na rzeczy, że Krajewskiemu pisanie przychodzi z trudem 🙂

  2. robak pisze:

    No i dobrze. Bo już myślałem, że Pan z tego Pounda nie wyjdzie. Wiemy już, że Pan z Wroclawia i że na bankietach developerskich bywa. Jak komu trudno, nie trzeba się śmiać. Beckettowi też nie było łatwo. Ja powieści współczesnych nie mogę czytać, a polskich to już w ogóle. Koledzy tutaj wracają do „Lalki” i wciąż czekają na II tom. Kiedy wreszcie ktoś napisze coś do czytania dla ludzi a nie tylko dla telewizyjnych gaduł? Z tego, co wiem, to w Polsce jest teraz chyba tylko jeden czynny pisarz: Stasiuk. Pozostali albo piszą o bebechach, albo szczają na wszystko strumieniem świadomości. Ma Pan co w zanadrzu, co by krzepiło? Tyle Pan przeczytał, może czas co napisać? Czego serdecznie życzę.

  3. moje do robaka pisze:

    a tutaj to pan poruszył ważne, bo od pewnego momentu nie czyta się tylko dla przyjemności, a jeśli już, to jest to przyjemność, że tak powiem perwersyjna;
    co do pisarzy wartych zachodu, to jest ich jednak kilku, np Bart.

  4. fefone pisze:

    Mam wrażenie, że mało już w tej książce trudu, że właśnie napisał jak mu w duszy gra, ciurkiem, bez myślenie. Że przewróciło mu się we łbie, słowem. Pisarz powinien pisać w trudach, ale czytać powinno się lekko, jakby srał słowami, a tu jest odwrotnie – facet grafomańsko sra słowami, a czyta się kurewsko ciężko i niesmacznie. (Chociaż kocham Wrocław).

  5. fefone pisze:

    Mojedorobaka? Dobrze pamiętam? Don Juan raz jeszcze Barta jest cudowny. Facet ma jaja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.