Nigdy bym nie przypuszczał, że w klasyfikacji największych irytacji tego czasu zawirusowanego, niespodziewanie na czoło wysunie się emerytowany szpieg bawiący się w literaturę, czyli Vincent V.Severski ze swoją powieścią „Nabór”, przebijając nawet tę nieznośną paniusię przerywającą muzykę w Spotifaju, choć zdawało się, że o palmę pierwszeństwa powalczy raczej Maciej Stuhr czytający najnowszą część przygód Cormorana Strike’a.
To po kolei: paniusie wzywającą nas do wykupienia płatnej wersji serwisu muzycznego, zostawmy samej sobie, natomiast nie jestem w stanie wybaczyć Severskiemu, że tak skopał zupełnie przyzwoity thriller sensacyjny, zmuszając czytelnika pod koniec lektury, do zniecierpliwionego mlaskania z irytacji, kiedy to akcja tej fascynującej historii, nagle osiada na mieliźnie, a ostatnie rozdziały ciągną się jak oczekiwanie, że Cormoran już w „ Niespokojnej krwi” przeleci uroczą Robin, a więc beznadziejność końcowych rozdziałów „Naboru”, to przedłużenie tego samego błędu, który autor popełnił w „Zamęcie” otwierającym cykl.
Przygody bohaterów znanych z debiutanckich książek autora, czyli cyklu z Konradem i Sarą, którzy łączą siły z grupą Leskiego, żeby zapobiec akcji irańskich terrorystów w Warszawie, śledzimy w kilku lokalizacjach, od Moskwy, przez Ateny aż do stolicy. Nie zabrakło ulubionego przez czytelników Jagana, którego los wrzuci w wir polskich interesów, co nie wyjdzie temu patriocie ruskiemu na dobre, czego niestety także autorowi nie zapomnimy.
Świetna historia, jak to u Severskiego doskonale prezentowana, bo przecież ten szpieg wie o czym pisze i wie jak to się robi, żeby trzymać czytelnika w napięciu, kiedy śledzimy jak Dima spełnia swoją misję w Rosji, jak brata się z Jaganem i kozakami donieckimi, jak toczą się gierki ateńskie, a potem widzimy jak Irańczycy szykują się do upokorzenia polskich służb. Wszystko rozgrywa się tak, żeby wciągnąć czytelnika „na całego” do przygodowego życia bohaterów i rzeczywiście byłem zaangażowany w te zabawy wywiadowcze i z napięciem śledziłem jak rosyjska agentura rozgrywa polskie sprawy w celu skompromitowania nadwiślańskiego kraju na arenie międzynarodowej. Severski podsuwa nam do przemyślenia opcje w jaki sposób agentura rosyjska może nam wstawić swojego człowieka na decyzyjne stanowiska nie tylko w wywiadzie, ale nawet w rządzie, co niektórzy podejrzewają że już się dzieje, (pozdrowienia dla Tomasza Piątka).Ciągnące się jak flaki z olejem zakończenie intrygi nie jest na szczęście w stanie zniweczyć przyjemności obcowania z bohaterami „Naboru”. Autor pokazuje z pozycji własnych doświadczeń, jak niebezpieczne mogą być gierki nieudaczników-amatorów kontrolujących nasze służby. Książka trzyma w napięciu i gdyby tylko wydawca postarał się bardziej czuwać nad procesem twórczym, uniknęlibyśmy irytujących, kompletnie bezpłciowych dłużyzn w ostatnich rozdziałach, kiedy to trzymamy kciuki za Dimę i Jagana, oraz zastanawiamy się jak nasza sympatyczna grupa przyjaciół powstrzyma zdesperowanych Irańczyków.
Audiobooki z przygodami Cormorana Strike’a czyta od zawsze Maciej Stuhr i do tej pory wychodziło mu to doskonale, natomiast ostatni tom, choć reklamowany jako kolejne przygody kryminalne tytułowego detektywa i jego uroczej wspólniczki, to już powieść obyczajowa, jakby Rowling chciała nam powiedzieć, że od samego początku planowała raczej zająć się losami pary głównych bohaterów i opisać historię ich zbliżania się do siebie. Lektor Stuhr dostał zadanie przeczytania opowieści, gdzie nie ma praktycznie wątku kryminalnego, ponieważ doktor Margot zaginęła czterdzieści lat wcześniej, a detektywi idąc jej tropem, zmuszeni są rozmawiać z wszystkimi świadkami tamtych wydarzeń. No i tu Maciej Stuhr ukazuje swój kunszt polegający na usiłowaniu naśladowania głosów postaci , które mają coś do powiedzenia, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet i czyni to z lubością, niestety ku rozpaczy słuchacza, ponieważ przybiera to okropne formy, a teatralność jego umizgów i modulacje głosu, przyprawiały mnie o dreszcze zniechęcenia.
‘Niespokojna krew”, czyli już piaty tom sygnowany nazwiskiem Robert Galbraith, choć wszyscy już wiemy, że pisze te przygody J. K. Rowling, to próba wyjaśnienia zniknięcia w 1974 roku młodej lekarki; a kiedy para detektywów rozpoczyna przeczesywanie tła tamtej historii, dowiadujemy się sporo o brytyjskim społeczeństwie, bo autorka zwodzi nas, myli tropy i każe bohaterom babrać się w życiorysach wielu pospolitych ludzi, a jak wiadomo, każdy ma coś na sumieniu, o czym nie za bardzo chciałby opowiadać obcym ludziom. Pamiętajmy jednak, że to losy Cormorana i Robin stanowią główną oś wydarzeń i wszyscy czekamy aż wreszcie pisarka zdecyduje się połączyć ich przyjaźń, bardziej intymnym węzłem. Jednocześnie wiemy, ze cała zabawa polega na tym, że detektywi nie są jeszcze parą, a jeśli trafią w końcu do łóżka, to Rowling zakończy czym prędzej tę sagę. Irytujący w swojej manierze Stuhr starając się nadać każdej postaci charakterystyczny styl i brzmienie głosu, skrzeczy i piszczy nie szczędząc nam nawet naśladowania głosików dziecięcych.
Sama historia wciąga niepostrzeżenie, bo o ile od początku wydaje nam się, że doktorkę załatwił seryjny morderca, to jednak sposób opowiadania autorki Harrego Pottera jest na tyle absorbujący, że godzimy się na poznanie w szczegółach losów tych wszystkich postaci z drugiego planu. Słucham Macieja Stuhra czytającego „Niespokojną krew” i jest to moje sobotnio-niedzielne zajęcie w czasie trzykilometrowych spacerów wokół Stadionu Olimpijskiego, którego okolica już na zawsze będzie mi się kojarzyła ze skrzeczącym głosem aktora, naśladującego jakąś angielską paniusię.
Gdyby Severski pisał „Niespokojną krew” musiałby powściągnąć męczącą manię rozciągania każdego rozdziału, gdyż wówczas powieść stałaby się kompletnie niestrawną i czytelnik porzuciłby ją w krzaki, nawet rezygnując z finałowych rozwiązań. A Rowling nigdy nie podjęłaby się nawet pisania o szpiegach, choć jestem ciekawy co wymyśli autorka po skończeniu z losami połączonych już Cormorana i Robin.
Kiedy zastanowiłem się głębiej nad historiami opisywanymi przez Roberta Galbraitha, to olśniło mnie nagle, że tak właściwie nigdy nie polubiłem tego egoisty Cormorana, upartego palacza papierosów Benson& Hedges. Do tego Robin, która sama nie wie czego chce, już w dniu ślubu zdaje sobie sprawę, że pociąga ją ten były żołnierz z protezą. Oboje nie mogą bez siebie żyć, ale robią wszystko, żeby nie doszło do skonsumowania tego uczucia. Być może to jest najbardziej irytujące w tej powieści, bo kiedy już jest blisko, żeby Robin wpadła w ramiona Strike’a, kiedy praktycznie wyznają sobie wszystko, autorka przerywa tę sielską scenę i każe nam czekać na kolejne tomy wzbogacające i tak już niemały kapitał zbity na dziecięcej naiwności. Pisarka podpadła ostatnio krytyką kobiet transpłciowych, przez zamieszczenie kontrowersyjnych wpisów na twitterze – niektórzy przypuszczają, że było to zamierzone, żeby pomóc w promocji „Niespokojnej krwi”, jakby nie można było mieć własnego zdania na dany temat. Rowling w tej powieści bardzo dużo miejsca poświęca tzw „sprawie kobiecej”, od manifestacji kobiet wyzwolonych , przez molestowanie w pracy lub napastowaniu seksualnemu, któremu pada też Robin, co kończy się wylaniem z pracy jednego z pracowników agencji Cormorana. Kobiety znajdą w książce wiele scen, ukazujących ”prześladowania” kobiet zarówno w latach, kiedy zaginęła Margot Bamboruogh, jak i współcześnie. Ta prawie tysiącstronicowa powieść jest świetnie skonstruowana i podziwiam Rowling, że udało jej się pokazać jak żmudną pracę wykonała para detektywów, odtwarzając wszelkie niuanse losów zaginionej kobiety i choć zdaje nam się od początku, że zadanie postawione przez córkę Margot, jest z góry skazane na porażkę i jeśli nawet wyłaniają się potencjalni sprawcy, to jednak cały czas drzemie w nas przekonanie, że lekarka padła ofiarą Dennisa Creeda. Do tego prowadząc śledztwo trafiają na szalonego policjanta, zafascynowanego, horoskopami, tarotem czy astrologią, co wprowadza na karty pewien chaos i komplikuje , tak mi się wydaje, spokojną dedukcję pary detektywów.
Jakby tego było mało, Rowling daje nam scenki obyczajowe z życia Cormorana – śmierć jego ukochanej ciotki, zamieszanie z byłą miłością, czy usiłowania wciągnięcia Cormorana w pojednanie z ojcem, co potrafi naszego bohatera doprowadzić do szału. A Robin rozwodzi się w końcu ze swoim niewiernym mężem i przeżywa gorycz upokorzonej kobiety. Tysiąc stron czytania i obcowania z ulubioną parą bohaterów jest z pewnością lepszą opcją niż słuchanie jak Maciej Stuhr odgrywa poszczególne osoby dramatu, jakby wydawało mu się, że jest w teatrze i ma się wcielić w każdą postać. I jeszcze inne sprawy, prowadzone przez agencję dopełniają to gęste dzieło , tak więc naprawdę jest co czytać i choć czasem czujemy się zagubieni w gąszczu postaci krążących wokół zaginięcia sprzed 40 lat, to jednak wszystkie poboczne wątki wynagradzają niecierpliwemu czytelnikowi chwile znużenia.
Czytelnik ma w ogóle prawo do irytacji? Lepiej jest odrzucić w cholerę dręczący tekst i nie wracać do zmanierowanego głosu lektora, ale są to metody drastyczne i nie dające nadziei, na poznanie całej historii wymyślonej przez autora. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko przecierpieć te kilka chwil zniecierpliwienia, co być może później odbije się na naszych decyzjach czytelniczych. W przypadku Rowling prędzej obejrzę kolejny odcinek serialu Cormoran Strike z Tomem Burke i uroczą Holliday Grainger, niż zakupię audiobook kolejnej powieści z Maciejem Stuhrem w roli lektora. Z Severskim nie jest taka prosta sprawa ponieważ pisarz ten na końcu „Naboru”, likwidując kluczowe postacie, dał jednak nadzieję na ciąg w jakimś sensie dalszy, tylko w innym składzie osobowym, ku uciesze kobiet.
.Rowling raczy nas jeszcze staroangielskim poematem Edmunda Spensera, przed każdym rozdziałem serwując nam urywek z „ Faerie Queene” i nie wiem, czy te kawałki mają swoje odniesienia do treści książki. W każdym razie jesteśmy faszerowani słynną strofą Spensera i alegorycznymi scenkami co wygląda jakby Wojciech Chmielarz cytował nam na kartach swoich kryminałów Norwida lub co gorsza Hieronima Morsztyna. Nie jest to irytujące na szczęście, choć kompletnie niezrozumiałe.
W przypadku „Naboru” tak bardzo wciągnąłem się w akcję ateńską, że odnalazłem na googlowskich mapach uliczki, na których rozgrywają się wydarzenia i pospacerowałem wirtualnie po Pindarou, śladami Dimy i Moniki. Swoją przygodę z Severskim rozpocząłem dawno temu biegając z audiobookami Niepokornych, Nelegalnych i Nieśmiertelnych w doskonałej interpretacji Krzysztofa Gosztyły. To niewątpliwie ulubiony lektor audiobooków , gdzie nawet Mrozowe produkcje dawało się polubić. W tej ostatniej trylogii, którą kończy „Nabór” mam lukę w postaci ominiętego „Odwetu” i planuję powrót do Severskiego właśnie, oddając się słuchaniu Gosztyły, co uzupełni moją wiedzę o grupie Leskiego.
Z tego marudzenia podszytego irytacją, wyłaniają się jednak dwie książki, które warto przeczytać lub nawet wysłuchać, a narzekania nad ich wadami niech nie przesłonią faktu, że są to doskonale wymyślone intrygi, z którymi spędziłem trochę czasu, czego wcale nie żałuję.
A dla wszystkich niecierpliwych dobra rada na koniec, z „Naborem” musicie się przemęczyć do samego końca, a w przypadku „Niespokojnej krwi” jest to wręcz konieczne, bo jeśli po pół tysiącu przeczytanych stron macie ochotę wywalić Rowling w diabły, to zróbcie sobie jeszcze dobrze i przeczytajcie końcowe rozdziały. Tam nie dość, że dochodzi do błyskotliwej rozmowy Cormorana z seryjnym mordercą, to jeszcze wyjaśnia się zagadka Margot Bamborough i można powiedzieć, że pisarka przygotowała rozwiązanie, którego chyba nikt się nie spodziewał. „Nespokojna krew” to cierpienia i upokorzenia kobiet, jakby autorka chciała pokazać, że nie tylko psychopatyczni mordercy potrafią krzywdzić kobiety, a tak naprawdę wciąż muszą się one zmagać z męską napastliwością, a finał książki przewrotnie zaprzecza tym wszystkim wyraźnym poszlakom. Przy „Naborze” jest szansa ,że odetchniemy od tych prześladowań, choć jak już wspomniałem, i Severski przygotuje kontynuację, w której to kobiety będą grały pierwsze skrzypce.