Zabójstwo Pitagorasa

Książka  „Zabójstwo Pitagorasa” ukazała się we wrześniu, kiedy wakacje dobiegają końca, a przecież to doskonała lektura na nudne, plażowe wylegiwanie się na piasku, na bezwład wakacyjny, tę słoneczną magmę, skwar, lepkość umysłu i niechęć do jakiegokolwiek czynu heroicznego, podobnie jak przy leżeniu w chorobie, w lekkiej malignie i bezruchu.

Siedemset stron klimatycznego kryminału zaczyna się irytująco dłużyć już po pierwszych stu stronach, ale mówią tak jedynie niecierpliwi zwolennicy szybkich zbrodni i gwałtownych zwrotów akcji. Jak już zanurzymy się w tym amalgamacie śródziemnomorskim, jak posmakujemy helleńskich zapachów i wgryziemy w starożytność, której odległość przyprawia nas o zawrót głowy, wówczas rozsmakujemy się w historii o proweniencji matematyczno-filozoficznej.

CSC_0848

Tytuł lekko mylący, bo spodziewamy się tytułowej śmierci, która w końcu nie nastąpi na kartach powieści, choć przecież ona następuje zawsze, prędzej czy później, a w przypadku naszego bohatera, przekazy bywają sprzeczne – te najbardziej ekscytujące mówią, że Pitagoras dożył lat 104, a te bardziej realistyczne, że skończył w wieku lat 80.

Marcos Chicot zabiera nas w przeszłość odległą o dwa i pół tysiąca lat, rozciągając akcję między marcem a sierpniem 510 roku, ale nie naszej ery. Poznajemy rzutkiego i przystojnego Egipcjanina Akenona, który za pieniądze obrzydliwego sybaryty, odkrywa wiarołomność jego kochanka, co jakby nie patrzeć, powinno nas od niego odstręczyć, ale czego się nie robi dla kasy. Uczestniczymy też w zebraniu wspólnoty pitagorejczyków pod wodzą samego przywódcy, który przewidując swoją rychłą śmierć, szuka następcy, godnego kontynuatora swoich nauk. I już na dwudziestej stronie książki, mamy pierwszego trupa – otruty mandragorą pada Kleomenides, idealny kandydat na następcę Mistrza.

No i coś trzeba z tym fantem zrobić, zwłaszcza, że będą umierać kolejni kandydaci, a zdeterminowany przeciwnik nie przebiera w środkach. Jeśli mamy przystojnego Akenona, to trzeba mu znaleźć piękną dziewczynę i najlepszą partią byłaby dla niego mądra córka Pitagorasa, choć niektórzy twierdzą, że miał jedynie dwóch synów, a wszyscy historycy zgadzają się tylko, że żona filozofa nosiła imię Teano. Chicot w zakończeniu podaje, że córką Pitagorasa była Damo. W naszym kryminale córką staje się piękną i, a jakże, inteligentna Ariadna.

No i dobrze, nie bardzo, jak mawiał Sabała. Akcja zaczyna przyspieszać, dzieją się rzeczy smaczne kryminalnie, krew się leje, okrutny olbrzym Boreasz, chce zgwałcić piękną Ariadnę, ale ta rzecz jasna musi z tego wyjść cało, przy okazji przewiercając jego mały móżdżek na wylot, co można odczytać jako przewrotną konkluzję, że nie mięśnie decydują o sile, a głowa.

Książka bogata w zalety nie stroni niestety od wad, ale co tam, czyta się to wakacyjnie, opuszczając jednak te matematyczne wtręty autora, który z lubością chwali się swoimi arytmetycznymi i geometrycznymi zdolnościami. Może obeznani z matematyką pasjonaci znajdą tam swoje smaczki, ale nas bardziej fascynuje krwawa rozgrywka w kręgu krotońskiej władzy, najazd obrzydliwych Sybarytów, miłosne przygody Akenona i Ariadny oraz historyczne tło rozświetlone słońcem starożytnej Grecji.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Zabójstwo Pitagorasa

  1. ~Gosia B pisze:

    Nieszczególnie mnie ciągnie do tej powieści. Po pierwsze nie przepadam za historycznymi kryminałami a po drugie teraz mam ochotę na mocne książki z wartką akcją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.