Vladimir Nabokov

„Lolita” w serii Współczesna Proza Światowa, czyli te PIW-owskie czarne obwoluty, które ładnie się prezentują na półce. Książka wydana w roku 1991, po raz pierwszy u nas oficjalnie, w nakładzie 50 tys. egz. W środku malutki, gazetowy wycinek ze zdjęciem Vladimira – no cóż, to przecież ulubiony autor.
Jakoś z Lolitą miałem kłopot, bo jej sława przerosła ładunek, który niosła. Nabokov nie jest pisarzem łatwym, tak jak nie był łatwym we współżyciu. Megaloman i kompletnie zapatrzony w swą twórczość, oryginalnie oceniał innych i bezkrytycznie wierzył w swój talent, jednocześnie bezkompromisowy i oddany pasjom, którym poświęcał wszystko, i zarówno w szachach jak i entomologii, osiągnął jak na amatora bardzo dużo. Pisarzem był genialnym, ale bez Lolity trudno byłoby o masową popularność. Więc Lolita niesie ze sobą znamię nieprzyzwoitości, dzięki temu stała się sensacją i nie warto tutaj pisać o wszystkich przygodach tej książki na rynku.
Późno wydana u nas była rozchwytywana i do dzisiaj można co kilka lat szukać jej nowych wydań. Niestety filmowa adaptacja z Jeremi Ironsem udana nie była, ale na zawsze pozostawiła obraz Humberta i podstarzałej aktorki w roli głównej. Mało kto jest w stanie czytać tą książkę uważnie i do tego śledzić przypisy, szukać ukrytych znaczeń, których jest tak wiele. Nie pamiętam już jak nabyłem książkę i jak ją czytałem. Na drugiej stronie perwersyjny rysunek bohaterki jedzącej hot doga, ale proszę zwrócić uwagę, jak dziewczyna trzyma tę bułkę. „Światło mojego życia i płomień mych lędźwi” – te słowa przeszły do historii literatury i o ile książka zaczyna się smakowicie, to jednak dramat narasta i przebijając się przez kolejne perypetie bohatera, grzęźniemy w niecierpliwości. Nieustanna ucieczka nieszczęśnika wiedzie nas w regiony mroczne i rozpełza się w usiłowaniach znalezienia jakiegoś wyjścia z całej tej mało moralnej farsy.
To książka o miłości, bo na pewno nie o dewiacji – Humbert kocha Lolitę nawet wtedy, kiedy jest już wyrośniętą matką a jego gniew jest rykiem zranionego mężczyzny. Te nogi w za dużych butach na obcasie na okładce, podkreślone czerwonym tłem, zamydlają prawdziwy sens powieści, która z autora zrobiła gwiazdę.
Czytałem książkę tylko dwa razy, fragmenty początkowe więcej i na pewno chciałbym to zrobić ponownie. Wydarty górny kawałek obwoluty towarzyszy temu egzemplarzowi od lat, a dobrze wyglądające kartki nie powinny kusić mnie, by książkę pożyczać. Gdzieś przez księgarnie przedarło się wydanie z filmową Lolitą na okładce, co już samo w sobie jest nie do przyjęcia, bo bohaterkę należy sobie wyobrazić samemu, czego i wszystkim w nowym roku życzę.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Vladimir Nabokov

  1. atest.blog.onet.pl pisze:

    „Lolita” to nie tylko masa kulturowo-literackich odniesień, ale również – o czym nie wspomniałeś – mistrzostwo konstrukcji i świetny język. Autor umiejętnie uniknął zwulgaryzowania tak słownictwa jak i treści. Przykładem jest boska po prostu historia dziecięcej miłości Humberta do Annabel umieszczona na początku powieści i stworzona z poetyckim kunsztem o lekko antycznym posmaku. Jeżeli Nabokov święcie wierzył w swój talent, to miał rację.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Pewnie będę tu czasem zaglądał.

  2. albertyna pisze:

    mówiło się że to też taka gra…

  3. maga pisze:

    ostatnio czytając „Lolitę” po raz niepoliczalny (Vladimira ciągle czytam niepoliczalnie) wyszło mi, że Humbert pokochał Lolitę dopiero Później, kiedy już była matką bez śladu nimfowatości. wcześniej, nawet jeśli pisze o niej, to jest ikoną, wypalonym znakiem na umyśle Humberta, nimfetką o imieniu Dolores, motylem przed siatką.
    Kiedy ucieka- dopiero w narracji pojawia się coś więcej, jakaś Lo, na którą kategoria nimfetki to za mało, która jakoś się z tym czuła, coś o tym wszystkim myślała, była kimś, a nie tylko znakiem, pragenieniem, udręczeniem.
    i wtedy, kiedy Humbert zaczyna jej szukać, kiedy znajduje ją, wyrośniętą i odczarowaną, wtedy miłość jest dojrzała i swoją dojrzałością pochłania wszystko, co było przedtem.
    tak czy owak- ani śladu pornografii w tej książce, gorszy tylko tych, którzy jej nie czytali.

  4. indi pisze:

    „Lolita” jest piekna.

  5. jakobe pisze:

    już pan nie czyta?

  6. Albertyna pisze:

    aha, zgoda że ten antyczny posmak , Poe i „La belle dame” dają genialny klimat…tak te wiersze są po prostu cudowne i ostatnie zdanie książki

  7. salice pisze:

    film mnie rozbawil i zachwycil, dopiero potem przeczytalam ksiazke i okazala sie niesc zupelnie inne tresci od filmu, ktory nazwalabym swobodna wariacja Lolity. Niby temat ten sam, ale to dwa zupelnie rozne, zamkniete dziela. ksiazka jest niewatpliwie wybitna. absolutnie rozlozyla mnie na lopatki. jej konstrukcja, jej psychologiczna wnikliwosc, jej smialosc

  8. misiek-st pisze:

    To jedyna książka (właśnie ta fenomenalna edycja w przekładzie i z przypisami Stillera) jaką ukradłem z biblioteki. Ja – dziś sam bibliotekarz! Bodobny emocjonalnie opis miłości niemożliwej (i może dzięki temu idealnej;) znalazłem w „Karolinie” Krzysztofa Varki, którą to pozycję gorąco polecam. Choć jest to proza w zasadzie niefabularna. Ale jest co smakować!

  9. misiek-st pisze:

    „Karolina” – Krzysztofa VARGI oczywiście.

  10. ruda pisze:

    Lolita zaprzatala moja glowe wraz z uplywem czasu.Najpierw niesmialo,powolnie,pozniej coraz to bardziej,glebiej.Jest w niej cos,co nie pozwala sie zatrzymac.Byc moze film nie odzwierciedla szczegolnych emocji zawartych w ksiazce,lecz jest kwintesencja kina,obrazowym-prostszym pojeciem uczuc,wewnetrznych rozterek i samotnosci HH.Nazwalabym to ordynarnym pieknem.Niezrozumiala dla czlowieka,ktory patrzy na zycie poprzez pryzmat moralnosci dostrzegajac w powiesci jedynie skandal oraz zatrute zadze podstarzalego zboczenca.ARCYDZIELO

Skomentuj Albertyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.