Co to znaczy polska kuchnia i które potrawy do niej zaliczamy? W tej cienkiej, ale za to kolorowej książce, znajdziemy przepisy na typowe smaki, kojarzone z potrawami z dzieciństwa, choć coraz częściej kulinarne dzieciństwo, kojarzone jest z pizzą i McDonaldsem.
To trochę dziwaczna książka, gdzie nie zostaniesz raczej zaskoczony perwersyjnym przepisem na krupnik, czy szaloną modyfikacją w zimnych nóżkach – jak tradycja to tradycja. Wszystko musi być standardowe i brak tu miejsca na udziwnienia, czy nowe pomysły na pierogi ruskie. A więc na początek zupy, oczywiście te podstawowe, zupy z mlecznych barów, gdzie tli się jeszcze światełko z potrawami, które serwowane są na niedzielnych obiadach. Ile potrafimy wymienić zup podawanych na co dzień? Barszcze, botwinka, ogórkowa, krupnik, grzybowa, grochówka (w której „eleganckiej” restauracji zaproponują nam grochówkę?), kapuśniak, flaki i oczywiście rosół. A zalewajka, szczawiowa, owocowa czy pomidorowa, choć ta ostatnia pojawia się w postaci wykwintnych kremów w wielu miejscach?
Przepisy są proste i proponowane w tej książce w nietypowy sposób, ponieważ autorka wszystko dokładnie nam rozrysowuje kreską dziecinną, prawie schematyczną, pokolorowanymi obrazkami chleba, warzyw i przypraw. Każdy rozdział rozpoczyna przysłowie: „Bez wołu nie będzie rosołu” – to przy zupach; „Do pełnej miski łatwo o pyski”, „Ryby, choć dobre, trzeciego dnia się przejadają” i moje ulubione: „Kto często jada łakocie, może się znaleźć w kłopocie”.
Oczywiście to nie jest pozycja do czytania – raczej do przeglądania, a właściwie do zaglądania. Odrzucając podstawowe fakty zawarte w przepisach, o których nawet mało zaawansowany kucharczyk wie od dziecka, można sięgnąć po książkę Pani Furgalińskiej w przypadku zawahania, stuporu mózgowe przy ważeniu żuru, czy żeby sobie przypomnieć proporcje. Zresztą, nie oszukujmy się, to nie jest książka dla pasjonatów sztuki kulinarnej, dla koneserów, którzy już zęby zjedli na przyrządzaniu dań dla swoich ukochanych – to jest podręcznik dla dyletantów, wprawka dla tych, co nigdy nie trzymali w ręku kawałka surowego kotleta schabowego, a chcieliby wreszcie ruszyć w drogę kulinarnych wyczynów. Od czegoś trzeba zacząć – czemu nie od powszechnie znanych od lat kopytek, pierogów, śledzi w śmietanie czy ćwikły z chrzanem.
Joanna Furgalińska, to absolwentka Katowickiego Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Specjalizuje się w litografii barwnej, ilustracji książkowej i malarstwie. Miała wiele wystaw indywidualnych, między innymi dwukrotnie w Ottawie (grafika), dwukrotnie w Amsterdamie (grafika) i wielu innych miejscach. Jest autorką ilustracji do kilkudziesięciu książek. Wydała kilka autorskich książek dla dzieci. Jest także autorką pozycji „Ślónsko godka – ilustrowany słownik dla Hanysów i Goroli”, oraz książki kulinarnej „Ślónsko kuchnia. Dla Hanysów i Goroli”. Prace autorki znajdują się w zbiorach muzealnych w kraju oraz w kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą.
Te przepisy znajdziemy wszędzie: od słynnej pozycji Ćwierczakiewiczowej „365 obiadów za 5 zł”, po wydawane masowo tomy „Kuchni polskiej”. Zastanawiałem się nawet, czy to książka dla mnie, zwłaszcza gdy dotarłem do przedostatniej na liście jajecznicy ze szczypiorkiem. Przepis, a właściwie rysunek patelni, jajek i szczypiorku oraz wskazówki, żeby jajka rozmieszać a szczypiorek pokroić, lekko mną wstrząsnęły. Ochłonąłem dopiero po przestudiowaniu przepisów na ciasta, które są najbardziej rozbudowane i czasochłonne, ale dają również coś, z czym się dotąd nie spotkałem: ciastka ze skwarek! I teraz brakuje mi odniesienia do tej potrawy, bo przepisy przepisami, ale przydałoby się jeszcze po kilka zdań na temat każdej potrawy, może jakaś ciekawostka, żart, czy historyczna prawda?
W każdym razie kładę książkę na półkę w kuchni do szybkiego sięgnięcia, jeśli zapomnę czegoś w przepisie na tatara; kładę ją obok Neli Rubinsteinowej, obok zeszytów z przepisami. Bo jak pisze autorka: „ Bądźmy dumni z naszego dziedzictwa. Rozsmakujmy się w tradycji. To nie jest trudne. Zobaczcie. Zróbcie. Zjedzcie.”