Iwaszkiewicz niespodziewanie stał się autorytetem – ten pogardzany przez lata działacz, niedoceniany wciąż autor, usadowił się nagle w mojej bibliotece, poczynając od kupowanych w latach 80-tych, przypadkowo, (ale wówczas brało się wszystko, co przypominało choćby literaturę), więc od białych tomów Jego dzieł zebranych Czytelnika, ze złotą maską na okładce, przez kupione z lekką niechęcią „Listy” Anny i Jarosława, aż do nagłego pragnienia przeczytania Sławy i chwały, do czego nie doszło. A teraz mam jeszcze trzy tomy Dzienników, w charakterystycznej, niebieskiej okładce, pierwszy tom rewelacyjnej biografii autorstwa Radosława Romaniuka (kiedy wreszcie będzie tom drugi?), oraz cienką korespondencje Jarosława z Andrzejem Wajdą. Można powiedzieć, że Iwaszkiewicz wdziera się w świadomość literacką naturalnie, stopniowo tracąc ten partyjno-socjalistyczny sztafaż, na rzecz czystej literatury.
Niestety, ja miłośnikiem pióra Iwaszkiewicza nigdy nie zostałem, wiersze jego nie przemawiają do mnie a opowiadania wolę sfilmowane – natomiast jego biografia, losy, historia i wszystko to, co się dookoła niego działo, stanowią fascynującą przygodę, zwłaszcza, jeśli czytamy o tym w Dziennikach.
Pierwszy tom, obejmujący lata 1911 – 1955, wyszedł w roku 2007. Drugi, otrzymany dzięki bdkultura.pl, ukazał się trzy lata później. Ostatni tom można było kupić w 2011 roku – wszystkie w twardej okładce, porządnie opracowane, z doskonałym wstępem Andrzeja Gronczewskiego.
Czytanie Dzienników Iwaszkiewicza to przygoda szczególna. Zagłębiałem się w czasie świąt w tom drugi, obejmujący lata 1956 – 1963, a więc można powiedzieć najbardziej aktywny okres w życiu pisarza. A jednocześnie autora dopada już starość, choć przecież my to wiemy, dożyje roku 1980. Doskonale uzupełnia ten jego stan ducha, przypomniany przez telewizję film Wajdy „Panny z Wilka”, gdzie grany przez Daniela Olbrychskiego Wiktor, wchodzi w zmierzch życia, zdając sobie sprawę, że to co najlepsze, już się zdarzyło, a największym grzechem, byłoby nie dostrzec własnego szczęścia.
Iwaszkiewicz jeździ po świecie, bierze udział w konferencjach, występuje, peroruje, reprezentuje, animuje, przewodniczy – jako zaufany pisarz władzy ludowej, a jednocześnie szuka swojego szczęścia, zachłannie i drapieżnie. Nie brak mu megalomanii, kiedy pisze jaki jest wielki i jak brakuje mu konkurencji, jak narzeka na prowincjonalizm kultury, w której musi egzystować, jak wiele czerpie z częstych podróży do Rzymu czy Wenecji, gdzie ogląda swoje ulubione obrazy.
Można również śledzić wątki erotyczne, miłosne historie pisarza, skomplikowane stosunki z żoną Anną, lecz najbardziej wstrząsające są chyba notatki o śmierci Jurka Błeszyńskiego, miłości Jarosława, która dała mu tyle szczęścia, a jednocześnie pokazała cały absurd, pozornego bycia razem, fikcji kochania w tamtych czasach, wspólnoty a jednocześnie rozbieżności. „Kocha się nie erotyzmem, nie marną pieszczotą, ale jakąś ludzką jednością, wspólnotą cierpienia i śmierci. Myślę, że tak może kochać tylko mężczyzna mężczyznę, i że w tym tai się nagroda dla nas – okaleczonych – za wszelkie rozpacze miłości jednopłciowej.”
Iwaszkiewicz uwielbiał pławić się w blasku władzy, ściskał ręce Chruszczowa, Cyrankiewicza, Gomułki, reprezentował tę zaściankową, buraczaną krainę, dowodzoną przez tępych głupców, a jednocześnie jako prezes Związku Literatów potrafił kierować najlepszym pismem literackim w Europie, czyli Twórczością. Czytanie Dzienników to fascynująca podróż w przeszłość, historyczny melanż, a jednocześnie literatura najwyższych lotów. Wszyscy ci, którzy nienawidzą polityki, znajdą choćby zachwyty nad obrazami Caravaggia. 9 lutego 1961 roku, Jarosław odwiedza kościół Santa Maria del Popolo: „Oczywiście niespodzianka – koń w obrazie św. Pawła stoi w przeciwnym kierunku, niż sobie zawsze wyobrażałem. I w ogóle we wspomnieniach widzę zupełnie inny obraz!”
Ja mam stamtąd pocztówkę, więc zaraz sprawdzę co z tym koniem …
Wszystkie trzy tomy Dzienników dostępne są na www.bdkultura.pl
Zgrabny wpis. Rzeczywiście należy oddać temu hm.kolaborantowi że miał swój pokaźny wkład w literaturę ale trudno mi czytać kogoś, kto miał świetne pióro a śpiące sumienie.
Wszystkiego dobrego (także do czytania) w Nowym Roku.