Gabriel Garcia Marquez

„Rzecz o mych smutnych dziwkach” Wydawnictwo Muza 2005, z piękną notką na końcowych stronach, że książkę wydrukowano na papierze Amber Graphic 120g/m² i rzeczywiście papier jest piękny, gruby i taki … stateczny. Książka jest naprawdę ładnie wydana, ma wymiary niestandardowe, białą, twardą okładkę ze zdjęciem również na biało ubranego autora. Niestety mój egzemplarz trochę jest ubrudzony – kupiłem książkę z wyrachowaniem na wakacje, obok Browna i Austera, i w podróży oraz czytaniu jej blask został nadszarpnięty, co być może wyszło jej na dobre. Ostatnio wydawane książki mają wreszcie cenę wydrukowaną, co mnie cieszy, gdyż nie muszę już w każdej księgarni zastanawiać się, czy ktoś napisał ołówkiem cenę na początku czy na końcu książki, czy też przylepił gdzieś, nie wiadomo gdzie samoprzylepną karteczkę. A więc zapłaciłem 24,90, i było to w księgarni na Świdnickiej, gdzie ostatnio dużo kupuję i nie wiem dlaczego, bo nie lubię tego miejsca jakoś. Tłumacz, Carlos Marrodan Casas, na wstępie wyjaśnia, że książka powinna nosić tytuł Rzecz o mych smutnych kurwach, ale obawiano się skandalu obyczajowego i nakazów prokuratorskich – moim zdaniem jest to uchylenie się przed prawdą i niestety strach przed konsekwencjami, które wbrew pozorom, mogły książce pomóc w promocji. Różnica między kurwą a dziwką jest jakaś i o ile można powiedzieć o kurwie, że bierze pieniądze za seks, to dziwka sprzedaję się raczej dla przyjemności, choć są kurwy, nieliczne, które lubią swoją pracę. Zresztą akcja książki dzieje się w kraju, gdzie pojęcie kobiety zarabiającej na chleb, często z konieczności, jako kurwa, jest inaczej postrzegane niż u nas. Tam chodzenie na kurwy to rytuał i obyczaj – u nas to przyjemność zarezerwowana dla półświatka i kojarząca się z przestępstwem. Przeczytałem książkę w ciągu praktycznie jednego dnia, obserwując leniwie pływających w basenie ludzi i za wszelką cenę chciałem przedłużać przyjemność czytania czegokolwiek poza Austerem. Za krótko. Za szybko Marquez postanowił zamknąć temat, właściwie go rozwodnił , choć ta historia inaczej skończyć się nie mogła. Szkoda, bo gdzieś tam tkwił jeszcze moment, od którego można się było odbić w dalszą podróż – autor zrezygnował, czego by nie uczynił, będąc młodszym o jakieś 30 lat.
No i trochę greckich śladów: 2 bilety wartości 0,5 euro z dnia 18.08 – to z autobusu w Salonikach, kupione w poręcznych automatach wewnątrz autobusu – i u nas by się ten wynalazek przydał; a także zupełnie nie wiem do czego bilet o wartości 2 euro z 25.08 z godziny 17:07.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Gabriel Garcia Marquez

  1. ala pisze:

    nie na temat bezposrednio, ale bardzo, bardzo gratuluje blogu:)))

  2. filip.corso pisze:

    „rzecz o mych smutnych kurwach”

    😉

  3. smartass pisze:

    podobno dziwka(prostytutka) to zawód, a kurwa to już charakter…

  4. lamerka pisze:

    U nas są już takie automaty do biletów
    :)))

Skomentuj ala Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.