Apolinary Baca „Kamieniem w komunę”

Zachciało mi się tej książki. Czasem opowiadam jak to było, ale coraz rzadziej, wybierając co smakowitsze kawałki z radosnego roku 1980 i ciemnego 1981. Nie rzucałem kamieniami w zomowców, ale uciekałem przed ich pałami, pamiętnego dnia spalenia milicyjnego samochodu na moście Grunwaldzkim – jeszcze długo pokazywałem znajomym wypalone miejsce na torach tramwajowych. Dlatego kartkuję teraz tę książkę z nostalgią, bo znajduję w niej obrazki z tamtej rzeczywistości.

Jak wyglądała Trybuna Ludu, banknoty, ulotki, transparenty, niezależne wydawnictwa kupowane pod kościołami albo na uczelni, graffiti na ścianach, manifestacje… Gdzieś mam te wszystkie wydawnictwa podziemne, zapomniane teraz a tak ważne wówczas; Miłosza „Zniewolony umysł”, czy fragmenty Dziennika Gombrowicza sprzedawane w postaci kartek przepisanych na maszynie i powielonych.

Książka jest fabularyzowaną opowieścią o tamtych czasach, jak pisze autor „to zbeletryzowana wizja artystyczna, zaprezentowanych historii i twórczym rozwinięciem niektórych z nich”. Każdy kto wtedy brał udział w historii może odnaleźć siebie w opowiedzianych fragmentach i dlatego ta książka jest lepsza od każdego podręcznika.

Na okładce tytułowy rzut kamieniem w stojących milicjantów z pałami a także czerwony stempelek: Ruskie czołgi. Nie dziękuję. Wiadomo o co chodziło autorowi. Jak już otworzymy książkę to rozdział pierwszy uderza dwustronicowym skrótem: PZPR. Dziś tylko licealiści w klasach humanistycznych zastanawiają się nad rozwinięciem tych liter – my z pokolenia, kiedy Gierek rozdawał cukierki, wiemy jak wiele takich skrótów spotykaliśmy na co dzień na naszych ulicach. Jesteśmy na Pomorzu, do Gdańska blisko; rok 1980, nasz bohater Baciak ma 12 lat; w kraju strajki. I tak się posuwamy wzdłuż historii, od zwycięstwa po grudniowy brak Teleranka w niedzielę. I zaraz wraca zapach tych dni i szum Radia Wolna Europa – czy mieści nam się dziś w głowie, że było takie radio, zagłuszane przez władze, którego słuchało się z zapartym tchem.

A stan wojenny i historia z fotografowaniem samochodów pancernych na tle reklamy filmu „Czas Apokalipsy” – to przecież wątek nawiązujący do słynnego już zdjęcia, które obiegło cały świat – tutaj chłopaki wpadają w ręce milicjantów. Te opowieści czyta się łatwo i dynamicznie, a jeśli komuś nie chce się czytać, to może sobie pooglądać te wszystkie zdjęcia – naprawdę to jest powrót do przeszłości.

W tych mrocznych czasach nie brakowało wydarzeń humorystycznych – to przecież losy młodych ludzi, którzy obok determinacji skutecznie potrafili robić sobie „jaja” z władzy. To także NZS (młodzi Google) i inne organizacje młodzieżowe, bo przecież to młodzi są zawsze siłą napędową takich rewolucji, pomimo że oni zawsze zbierają największe cięgi, to ich najłatwiej spałować i zastraszyć na komendzie.

Książkę wydała Fronda i można ją dostać za 34,90. Przeczytałbym o tamtych czasach we Wrocławiu z podobnej pozycji, kiedy wsiadaliśmy do specjalnego autobusu jesienią 1981 roku i przemawiał do nas człowiek z Solidarności nazwiskiem Kamień – pamiętam to do dziś, jak schylał się do ziemi, utrwalając swoje nazwisko, na wypadek zgarnięcia przez milicję, bo mieliśmy rozdawać ulotki na głównej ulicy miasta, a zdjęcie z tego wydarzenia wyrwałem z gabloty na uczelni, kiedy było już wiadomo, że przez jakiś czas nie będzie się można tym chwalić.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.